Niestety po raz kolejny się okazało, że mam słabą silną wolę.
w czerwcu 2013 roku już było całkiem ładnie 74-76 kg po 113kg jak dla mnie mega radocha. Potem chyba poległam na laurach, nie wróciłam do biegania, sądziłam, że częste spacery i jazda na rowerze mi pomogą ale nic bardziej mylnego. Systematycznie waga rosła, zapewne dlatego, że znacznie zmienił się sposób żywienia. Prowadzę szkolenia, dużo jeżdżę po kraju a czasami te szkoleniowe obiadki... No cóż zawsze to nowe smaki, no i tak ładnie podane... Po jakimś czasie zrezygnowałam z deserów i zup (za którymi nie przepadam), zostałam wyłącznie przy drugim daniu. W grudniu się zawzięłam i odstawiłam wszelaki alkohol i słodycze. Przez 3 tyg. min. 4-5x w tyg godzina rowerku stacjonarnego, pot leciał po plecach i dobre 4 kg. spadły. Ale...
Znowu jakoś odpuściłam i tak przez ostanie pół roku nasiąkłam jak gąbka i znowu mam te 90 i coś...
Mam już dość, że nie mogę się zmieścić w żadną kieckę anie fajne spodnie. W przyszłym tyg. wypłata i zapisuję się na dietę wraz z ćwiczeniami.
Mam też nadzieję, że znajdę tu życzliwe osoby, które będą mnie wspierać i abym nie odpuściła. Obiecuję, że w chwilach własnej euforii też będę pomagać :-)
Pozdrawiam i do dzieła!
hwhwhw72
23 września 2014, 16:57powodzenia:))
Sensamilla
23 września 2014, 16:40Powodzenia i wytrwalosci! :)
kamillara
23 września 2014, 16:38Trzymam kciuki, moja historia z odchudzaniem wygląda bardzo podobnie:-(
agape81
23 września 2014, 16:21Trzeba walczyć mimo wszystko. Powodzenia życzę. pozdrawiam!