Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
I'm sexy and I know it - czyli coś o postrzeganiu
siebie.


Witajcie :)

Dziś trochę moich rozważań z poranka.
Mówią, że kobieta staje się piękna i seksowna dopiero w momencie, kiedy sama w to uwierzy. Podejrzewam, że wiele z Was, tak jak i ja ma z tym problem.
Kiedy wybieram strój np. Nie ubiorę na siebie czegoś bardziej obcisłego, moja myśl wtedy to "Tu mi widać fałdkę, tu wałeczek..." itd. Wolę dłuższe ubrania no bo "Jest za krótkie, spodnie opinają mój bebzon, nie chcę tego pokazywać".
Rano po raz któryś już w życiu zaczęłam sobie tłuc do głowy pewne fakty. 
Tak, czy siak jestem gruba i to widać, ludzie to widzą i to że mam tu i tam te fałdki nikogo nie zdziwi. Nie lubię tego, nie lubię tego upubliczniać, ale skoro chcę coś założyć to chyba nie powinno mnie to krępować aż tak, żeby chodzić zawsze w "workach po ziemniakach", choćby to były bardzo ładne worki. 
Wiadomo, że trzeba w tym zachować poczucie smaku. Jeśli ktoś waży 120kg no to nie powinien wkładać na siebie topiku odsłaniającego brzuch i miniówki. Nawet wyglądając jak ja nie powinno się tego robić, bo to zwyczajnie niesmaczne i szokuje ludzi. I właśnie o tym poczuciu smaku mówię. 

Mieszkam w internacie, więc dziewczyny z pokoju patrzą jak się przebieram i konsultujemy ze sobą nasze stroje, udzielamy sobie rad itd. Czasem zdarza się, że ubieram jakąś obcisłą bluzkę, zaczynam się przeglądać i mówią, że wyglądam w tym ładnie, że pasuje, a ja mimo to ubieram coś luźnego, bo źle się czuję w tamtym. I to duży problem, bo widok dziewczyny, która waży 70kg w czymś obcisłym nie jest niczym niesmacznym (Z resztą wstawię Wam niedługo zdjęcia, ocenicie same, chętnie poczytam opinie). Czasem wystarczy popatrzeć jak chodzą ubrane dziewczyny grubsze ode mnie. Chociaż porównywać się do innych nie ma co, to niezdrowe z psychologicznego punktu widzenia. A ludzie grubi powinni nad psychiką również pracować. Nie ma się czym przejmować, trzeba walczyć o to, żeby wyglądać lepiej i żeby tych fałdek nie było i brnąć do przodu.

Na takowe przemyślenia naszło mnie, gdyż dostałam sporo bardzo fajnych ubrań, które są na mnie dobre i mi się podobają ale właśnie większość jest dość krótka i obcisła. Chyba pora zacząć się przełamywać. 
  • Nesia21

    Nesia21

    24 maja 2013, 21:50

    To zależy właśnie od tego jak każda z nas postrzega siebie i na ile przejmuje się opinią innych... Niekiedy potrzeba prawdziwego wstrząsu (ja tak miałam hehe ) by w końcu dość do wniosku że pomimo pewnych mankamentów naszej figury wyglądamy i powinniśmy czuć się ze sobą dobrze ( no bo czemu nie?;D) i umieć powiedzieć sobie " Niezła ze mnie babka i wyglądam bosko". Wyluzujmy... ale nie odpuszczajmy :) takie jest moje zdanie..

  • agat1991

    agat1991

    23 maja 2013, 23:22

    Znam to uczucie, mimo, że obiektywnie należę do osób "nawet szczupłych", nie mam fałdek na brzuchu, ale w głowie coś siedzi, że nie potrafię się ubrać w całkiem obcisłą bluzkę, nawet na zakupach zawsze wybieram bluzki o rozmiar większe- powinnam nosić S, a wybieram M, bo jest luźne na brzuchu... To samo mam z nogami- mam wprawdzie brzydkie kolana, takie "otłuszczone", ale mam przerwę między udami itp, a mimo to źle się czuję w spódniczkach. Czasem patrzę na sporo grubsze dziewczyny w "seksi" ciuchach i myślę sobie "a Ty się babo wstydzisz!". Może kiedyś z tego "wyrośniemy" ;)