Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Bieganina.


Od samego rana jesteśmy zajęci. Wyjście nad morze, ale na początku do piekarni po razowiec, bo tylko we czwartki. Potem do Fundacji, przepisać się z tańca hiszpańskiego dla początkujących na zaawansowane zajęcia. Przy okazji kupiliśmy bilety do teatru na 9 listopada. Potem nad morze, ale trasa przebyta galopem, bo na 12 mąż na zajęcia do Muzeum, a jeszcze do domu zjeść II śniadanie.  Wróciliśmy ze spaceru oboje mokrzy, tempo było okrutne, a i ciepło się zrobiło. Mąż wyszedł, ja do sklepu po upatrzoną sukienkę. do Hebe po szczoteczkę do mycia pędzli, szczoteczkę do mycia twarzy, namówiona zostałam na pięknie pachnący balsam do ciała i z tej samej linii  żel pod prysznic. Przy okazji kupiłam pierogi na jutrzejszy obiad- 10szt.  z pieczarkami i kapusta, 10 szt, ze szpinakiem i fetą. Powrót do domu, przygotowania do obiadu, mąż miał wrócić po 14, wrócił po 13 . Chwila nerwów, bo:...." chyba zgubiłem swój telefon. Nie wiem gdzie mam."  Szukanie, dzwonienie, nic, za chwilkę: " Jest, leżał na kocu, gdy się przebierałem tam go położyłem, zlał się z kocem.Ale czemu nie dzwonił, przecież go nie ściszałem?" Oglądam telefon, dzwonek prawie 0%, wszystko jasne. Dziś jeszcze mam wykład o 17. Oglądam w TV informacje na temat protestu rezydentów. Żal mi tych młodych ludzi, którzy zetknęli się  z zakłamaniem polityków, z machiną  ohydy i obłudy. A Radziwiłła nie trawię chronicznie, budzi we mnie nieznane i przyznam, że niedobre uczucia.