Nadal jestem slomiana wdowa, samotność doskwiera. Już niedługo, ale te ostatnie dni płyną zawsze najwolniej. Zajmuje się potrzebami domu i swoimi. Zamówiłam nowe okulary, już odebrałam, są super wiosenne. Kilka sztuk lnianej odzieży kupilam, umowiona wizyta u fryzjera i u manicurzystki. Sporo czytam, zakupy robię nadmierne, te spożywcze, to z przyzwyczajenia. Nagotowalam dla siebie tyle potraw, że do przyjazdu męża nic nowego nie ugotuje. Może zaprosić kogoś na jedzonko? Mam gar zupy koperkowej na cielecinie ,duża porcje kaszy gryczanej zapiekanej z mięsem, warzywami i serem, leczo, sporą porcje zielonej fasolki, duszona kapustę włoska połączona z młodą kiszona. Piorę, prasuję, zmywam nowa szczotka co się da. Został mi dywan do wyczyszczenia, porządek na półkach w szafie, przegląd butów. Dużo rozmawiamy sms -owo z moja klasa licealna, także na temat wyborów. Poglądy są zróżnicowane, szczególnie ci długo mieszkający w USA są po prawicy pisowskiej,a ja zupełnie nie rozumiem dlaczego. Już UK i UE to inna historia. Mąż dzielnie cwiczy, naciąga mięśnie I powięzi, ale też ma dosyć. W naszym wieku, gdy przyzwyczajenia j poglady sa ugruntowane, trudno być samemu z dala od domu. Kolejny raz usłyszałam, że jestem najlepsza przyjaciółką męża. To miłe. W przyszłym tygodniu Panicz ma 44 urodziny, muszę pomyśleć o prezencie.