Biegam od rana. Po spożywkę, po dodatkowe prezenty kupione w ukryciu, po wianuszek świerkowy, po bieliznę dla mamy, kapcie dla niej i inne takie domowe rzeczy, po kosmetyki dla mnie, po karpia, po włoszczyznę, itd.itd. Mieszkam w centrum, więc wkoło mnóstwo sklepów, ale dojść trzeba, donieść trzeba. Prezenty zapakowałam i zrobiła się pora obiadowa. Po obiedzie nastawiłam mięsa na pasztet oraz kapustę na bigos. To będzie dziś. A poza tym czekam na panicza, obiecał , że będzie w piątek. Jak donosi, aktualnie przerzuca się z wigilii na wigilię, bo to ten czas w zakładach pracy, instytucjach i parafiach. Nigdy nie lubiłam takich spędów towarzyskich, quazi przymusowych, gdzie i tak nastroju świąt nie było, a towarzystwo jedynie "odbierało" socjal z pracy. Zawsze szkoda mi było czasu na takie spotkania. Ale oczywiście nie potępiam, to prawo wyboru. Dziś poszłam do Rossmanna i kupiłam znany mi zestaw do demakijażu, czyli olejek do twarzy i piankę do zmywania. To część rytuału dalekowschodniego, bo tam kobiety bardzo pielęgnują twarz i faktycznie maja przepiękną cerę. Przyzwyczaiłam się już tak właśnie zmywać makijaż i widzę rezultaty pozytywne. Dzis przedreptałam prawie 9.000 kroków i 4km.
zlotonaniebie
20 grudnia 2017, 18:11Chyba większość z nas tak biega. Nawet przy dobrej organizacji, nie da się wszystkiego kupić na raz. Ale też, ma ta bieganina swój urok :))
Campanulla
20 grudnia 2017, 18:59To prawda, czuje sie, że świeta tuz, tuż, a waga spada, spada, spada!