Dziś wykonałam prawie 12.000 kroków i 7,6 km. Dzień zabiegany, znów usiadłam dopiero późnym popołudniem. Nogi bolą i tyle. Z rana słońce piękne , chociaż zimno, ale wyjść trzeba, bo taką mam potrzebę organiczną.. Najpierw apteka, gdzie realizuję recepty. Potem do Empiku zamówić książkę do angielskiego. Przejście na bulwar, aby zobaczyć znów Bałtyk , cudo moje . Warto było patrzeć na iskrzącą się w słońcu wodę , wędrować z widokiem na plażę, marinę , dwie wieże. Szybko do domu spakować obiad dla rodziców, bo na 12 byliśmy umówieni. U rodziców rozebrać gałązki z bombkami, rozmowa z ojcem na temat nowego rządu, z mamą na tematy domowe, powtarzając co chwilkę to samo, bo staruszka już zapomina. Potem obiad, zmywanie po, znów jakaś rozmowa, ustalenia na dni następne. Powrót do domu przed korkami, wyjście do biblioteki, przejście do drugiej, bo tam są książki nas interesujące. Po drodze do sklepu, udało się kupić to, co wczoraj zajęło tyle czasu. W domu pranie kupionych ubrań , opłaty internetowe, bo czas na nie, itd, itp. Wcale się nie dziwię, że kobiety po prostu padają na nos wieczorami, gdy jeszcze maja dzieci do "obsługi" . Wzięłam dziś z Itaki katalogi na 2018 rok. Wprawdzie mam już parę wyjazdów zaklepanych, ale co tam, może jesień będzie łaskawa? a narazie pomarzę sobie.