Udało się namówić mamę i była dziś kąpiel, mycie głowy, pozwoliła sobie nawet odżywkę nałożyć. Potem ubrałam moja staruszkę w czystą bieliznę, piękny , kolorowy szlafrok polarowy w formie płaszczyka . Kupiłam go ponad rok temu, do tej pory wisiał w szafie. Mam nadzieję, że od dziś będzie używany. To właśnie mój sukces dzisiejszy. Kto wie , o czym mówię, rozumie mnie. Potem obiad podaliśmy, zjedliśmy z rodzicami, bo wczoraj nagotowałam dużo jedzenia. Brat będzie w piątek, to powinno wystarczyć. Rozmawialiśmy także o Wigilii, zaproponowałam urządzenie jej dla rodziców 23 grudnia, w niedzielę. Podzielimy się opłatkiem, zjemy coś, pogaworzymy chwilkę, jakaś kawa , ciasto , i wszyscy będą zadowoleni. Nie uda mi się bowiem namówić mamy na przyjazd od nas, czyli coroczny zwyczaj odchodzi do lamusa. Poza tym luzik, waga znów bz. Walczę z chęcią podjadania słodyczy, to nie jest łatwy czas na takie wyrzeczenia. Na obiad ogórkowa i omlet z serem pleśniowym. Spaceru nie było, była gimnastyka rozciągająca i nie było mi dziś łatwo ćwiczyć, co stwierdziłam ze smutkiem. Musze się zmobilizować.
Charin
4 grudnia 2018, 21:17Szczerze myślałam, że zacznę czytać kolejny bezsensowny wpis do pamiętnika losowej osoby ale szczerze po wstępie prawie się wzruszyłam. Jakoś tak mnie dotknęło. Jeśli chodzi o chęć na słodycze to ja Ci polecam suszone daktyle. Nie są tak kaloryczne a smakują trochę jak karmelowa czekolada ( przynajmniej dla mnie), ewentualnie koktajl z mleka, banana i rodzynek. Dasz radę, trzeba trochę poćwiczyć :) Dla zdrowia chociaż. Trzymam kciuki za Ciebie !
Campanulla
5 grudnia 2018, 11:54Znam daktyle, kupuję, dzięki za propozycję. Moje upodobanie do słodyczy jest tylko chwilowe w ciągu dnia. A ćwiczyć będę, bo tego ciało wymaga. Pozdrawiam.
Naturalna! (Redaktor)
4 grudnia 2018, 19:04co do ćwiczeń to mi się nigdy nie chce zaczynać, ale jak już zwlokę się na matę i rozpocznę program ćwiczeń, czyli głównie pilates lub joga na kręgosłup, to powiem Ci, że czas leci jak z bicza strzelił ;) i nawet pojawia się frajda. zaczynam się też zastanawiać, czemu tak dłuuuuuuuuuuuuuuugo musiałam się do tych ćwiczeń zmuszać i odkładać je na tzw. ostatnią chwilę. dziś zatem 30 min pilatesu i 40 minut naprzemiennego spaceru na bieżni, czyli szybko - wolno, pod górkę - i normalnie. a co Tobie przeszkadza w tej mobilizacji? pewnie wynajdujesz setki innych ciekawszych zajęć od ćwiczeń, jak np siedzenie przy świecach i popijanie zielonej herbatki ;) :) najpierw ćwiczonka, a potem przyjemności. tak byłoby idealnie, gdybyśmy żyli w idealnym świecie, prawda? ;)
Campanulla
5 grudnia 2018, 11:51Nic nie wymyślam, bo grzecznie chodzę na ćwiczenia. Po prostu wczoraj, prawdopodobnie po nieprzespanej dobrze nocy, ćwiczyło mi się ciężko, ale sumiennie i z zaangażowaniem. Herbatka i świece tylko wieczorem, po opędzeniu domowy i innych obowiązków. Tak sobie marudziłam.