Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Towarzysko


udzielałam się wczoraj, bo spotkałyśmy się z koleżanką. Przegadane godziny przy bulwarze, o życiu, o zdrowi, o znajomych i tych mniej znajomych. Takie oczyszczające wyrzucenie z siebie  różnych przemyśleń i wątpliwości.  To był ostatni dzień na spotkanie, bo od dziś znów upały.  Spacer wykonaliśmy, rozpoczynając o 8:20. Jeszcze było chłodno w cieniu, jeszcze nie tak koszmarnie.  Koniec znanego nam świata nastąpi poprzez spalenie, brak wody i żywności. A dziś jeszcze przeczytałam, że Polska nie ma od grudnia zapewnionego gazu, to zrobiło się od razu nijak. I jak tu nie wołać "Komuno wróć". To oczywiście  przesada, ale tak źle jeszcze nie było, a ma być gorzej.  Dziś zadzwoniłam do jednego z salonów kosmetycznych, aby umówić się na pedicure, chciałam na jutro, zaproponowano mi dziś o 13:15.  Szanując czas innych i swój, byłam przed czasem, ale stopy zaczęłam moczyć dopiero o 13;25. Potem pani obsługująca  jadła, rozmawiała przez telefon, a ja czekałam.  Na moja uwagę, że jest już 13:40 , a umówiona wizyta dotyczyła 13:15 powiedziała, że to była godzina "intuicyjna", ona ma teraz przerwę  i musi coś zjeść. Nie znam pojęcia godziny intuicyjnej,  o czym powiadomiłam w salonie, zrezygnowałam z usługi, bo brak szacunku do klienta  odrzuca mnie absolutnie. Dziewczę młode, butne, po co zawracać sobie głowę  takim poziomem. Znalazłam inny zakład, umówiłam się na wtorek, a opinię w internecie wystawiłam negatywną. Aby inni nie doznali takiego traktowania.  Dziś wykonałam prawie 10.000 kroków , odwiedziłam bibliotekę, gdzie usłyszałam, że nabijam statystykę. Na obiad wątróbka drobiowa smażona ( niestety) i pieczarki  z patelni ( też smażone) + surówka  z kapusty.  Na jutro będzie łosoś na parze +_ sałatka z zieleniny, buraka gotowanego i sera pleśniowego. Kupiłam w Lidlu kilka słoików buraczków w piórkach, cena 2,49, a surowy burak kosztuje 4 zł /kg.  Co się porobiło.