Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Po prostu czwartek.


Plany ustalone wczoraj,  zrealizowane. Na cmentarzu byliśmy przed 9, trochę porządkowania, wyrywania chwastów, zmiana wystroju, znicze , kwiaty, krótka modlitwa, tyle. Potem na drugi cmentarz, powtórka z czynności, krótki spacer nad klif roztaczający widok na Zatokę Gdańską, powrót.  Po drodze wstąpiliśmy do Lidla na drobne zakupy.Wizyta w bibliotece, wypożyczyłam 6 książek, wystarczy na 2 tygodnie.  W domu zawsze znajdzie się jakaś praca, ale najpierw przygotowania do obiadu. Dziś dzwonka łososia, szparagi z patelni, mix sałat z sosem . Smakowało bosko! Po smażeniu ryby zawsze czuję  konieczność wyszorowania kuchni. No to zabrałam się za te czynność, traktując płytę kuchenną  różnymi środkami, potem kafle nad płytą, podłoga, blaty, itd. Zeszło trochę. Po obiedzie zawsze odpoczynek, aby się uleżało to zjedzone. Czytam więc, robię przelewy, odpowiadam na maile. Mąż prasował, bo uważa, że to jego obowiązek. Nie wyprowadzam go z błędu, bo nienawidzę prasowania. Traktuję to jako absolutnie niezbędna konieczność, nie prasuję za zapas. A mój luby uwielbia, chociaż nie chce się przyznać.  Oboje w nocy mieliśmy niespokojne sny, jakieś majaki. Już myślę o wymianie kołder na lżejsze, a tamte zaniosę do prania.  Trochę się chmurzyło, ale nadal jest ciepło, a nawet gorąco. Powoli odkładam na kupkę rzeczy, które mam zamiar zabrać nad jezioro. Po obejrzeniu prognozy pogody na tydzień , ustalę dokładnie co i jak. Na grobie moich rodziców brata nie było od lat, nie ma więc co liczyć, że i jutro przyjedzie.  Cóż, dostał to, co było jego częścią, i to koniec obowiązków. Tak bywa.