W Gowidlinie było cudnie. Ciepło, opaliłam się mimo chodem. Dużo czytałam, bo przez tydzień 3 książki, a dokładnie serię 3 tomową Anny Sakowicz Jaśminowa Saga, Czas Grzechu, Czas Gniewu i Czas Goryczy. Rzecz dotyczy rodziny Jaśminowskich, żyjących w Gdańsku, opowieść opiewa okres sprzed II w.ś do roku 2019. Pani Nadia, Ukrainka mieszkająca w domu wczasowym, karmiła nas jak babcia. Racuszki, naleśniki z twarogiem, placki ziemniaczane, pytała codziennie, co chcemy na obiad. A my odpoczywaliśmy w pięknych ogrodach albo na tarasie. Wędrówki wkoło jeziora były codziennie. I niestety waga poszła w górę. Dlatego od wczoraj nie jem ziemniaków z mięsem, nie jadam pieczywa poza 2 brytami chrupkiego żytniego z sezamem, więcej warzyw się pojawiło na moim stole. Dziś np. będzie marchewka z kalarepką , jajko sadzone i ziemniaki z koperkiem. Wołałabym surówkę z młodej kapusty, ale tu robię ukłon w stronę męża. Wypijam ok. 2 litrów wody codziennie, mam zatem prawo do nadziei, że waga spadnie. Wczoraj uczestniczyliśmy w wiecu pod Pomnikiem Morskim w Gdyni, gdzie zebrała się spora grupa mieszkańców, pragnących świętować wczorajsze święto. Śpiewanie hymnu w takim gronie powoduje wzruszenie, nie ma co. No i wspaniały widok z Warszawy, gdzie Polacy pokazali, że mają dość marazmu, bylejakości , kłamstw i okradania narodu. Dziś przeczytałam wiersz Mateusza Damięckiego, ilustrowanego rysunkiem jego siostry Matyldy, o Polsce , o jej niszczeniu . Kto ciekaw, z pewnością znajdzie w sieci. Namawiam do zapoznania się , bo dobro Polski lezy mi na sercu, oj leży. Dziś z kopyta ruszyłam do wykonania czynności zaplanowanych. Drobne zakupy w spożywczym i w chemicznym, wymiana książek w bibliotece, zakupy na Hali Targowej. Kupiłam przede wszystkim zioła, drobne kwiatki na balkon , w ilościach niewielkich, ale to obietnica mężowi, że nie będę dźwigać. Jutro kupimy więcej. Jeszcze wizyta w aptece, w SPAR, powrót do domu, niestety zawsze z siatami. Boli mnie dziś biodro, muszę zażyć p- bólową tabletkę. Mąż umówił się na rehabilitację , ja do fryzjera. Zmiana pościeli, dwa prania, bo słońce suszy. Pięknie dziś , taka pogoda z lat mojej wczesnej młodości. Ani za ciepło, ani za zimno. Szwagier z Łeby wczoraj dzwoni zmartwiony, bo mało maja rezerwacji na lato. A wynajem pokoi to ich druga emerytura, która pozwala żyć godnie. Oby ten stan się odwrócił.