Wprawdzie na emeryturze wolne mam codzień, ale weekend i tak celebruje. Zaczal się z rana w piątek, gdy o 8 pojechaliśmy do lasu. Na moją prośbę, bo dawno nie byłam w tamtych okolicach. Grzyby mizernie się prezentowały, ale spacer przyjemny. Same kurki i jeden kozak czerwony, od razu pojawił się pomysł na obiad. To będzie strogonof, bo i kawałek wołowiny rozmroziłam. Taki weekendowy obiad wymyśliłam + zupa tajska + kopytka. Mąż zajadal z zapałem. Tym sposobem i jutro mam wolne od kuchni a tym samym więcej czasu na rozrywki. Wczoraj byłam po raz drugi na kobido, teraz był intensywniejszy i bardzo, bardzo mi pasuje. Czuję się taka zrelaksowana, co organizm dał znać w nocy, bo obudził mnie ulewny deszcz o 2, przymknęłam okno i sen wrócił. Na kolejny seans umówiłam się pod koniec lipca. Dziś z rana, bo po 9 wyszliśmy na bulwar. Na zatoce aż biało od Optymistów, które wypływały z Yacht Clubu nieprzerwanie. Widok cudo. Było jeszcze chłodno, czyli 19 stopni, dla mnie w sam raz. Cały bulwar, powrót w stronę Parku Centralnego, Świętojańską do domu. Zrobiło się ciepło, duszno, czas zmykać. Teraz, po obiedzie, przygotowałam sobie książkę, kawę, okno balkonowe szeroko otwarte, słychać mewy i szum wiatru. Zbliża się 16, pewnie posiedzę tak z 2 godziny.
tara55
14 lipca 2024, 17:54Pyszny obiad. :-)