Panicz przybył i już wybył. Udało się jednak trochę poprzytulać, ogrzać się przy pobycie razem. Ponieważ Euro 2024, to wieczory zostawiałam panom, aby spędzili czas we własnym gronie. Piłka kopana mnie nie interesuje, poczytałam więcej, zrobiłam manicure, porządek w lekach, itp. Natomiast spacery razem były przyjemne, wieczory już chłodniejsze, miło było patrzeć na morze popijając Mimoze. Wczoraj byliśmy w Orłowie, na molo i w restauracji z owocami morza. Mule były znakomite, ryby także. Zbierało się na ulewę, ruszyliśmy do domu. Oddychać nie było czym, w samochodzie duchota aż zatykała. Zdarzyliśmy w domu jeszcze pootwierać okna na przestrzał, nagle zrobiło się całkiem ciemno i lunęło. Mocno, długo i rzęsiście. Burza była lekka, ale i tak oczyściła powietrze. Dziś raniutko, bo o 7 wspólne śniadanie, i tyle. Umówieni jesteśmy na wyjazd do Berlina po olimpiadzie, szczegóły do obgadania. Echo serca wyszło ok. Słuchałam je jak pompowalo. A zatem zostało mi zbadać ponownie żyły nóg i powtórzyć ddimery. No i spirometria wskazana. Dziś czuje się bardzo dobrze, nie wychodzę, a słońca nie ma. Ugotowałam rosół, bo już za mną chodził, będzie marchewka z kalarepka zaprawiona kurkumą, jajko sądzone, ziemniaki I kefir. Proste i smaczne, nie obciążające żołądka. Czytam kolejną książkę Małgorzaty Sobczak, tym razem to Szrama. Lubię jej narrację.
Marynia1958
11 lipca 2024, 16:03Zawsze się uśmiecham jak czytam..panicz 😁, podoba mi się 😁
Campanulla
13 lipca 2024, 15:25Bo jest taki wymuskany zawsze i akuratny. Pozdrawiam.