Jutro wyjazd na prawie dwa tygodnie. Zostawię dom wysprzątany, bez psujących się produktów spożywczych, zabezpieczony. Dziś wykorzystałam resztę pomidorów na zupę krem. Uwielbiam! Na drugie danie pójdziemy na pizzę, bo nie chce znów mięsa i ziemniaków. Wczoraj były pieczone pieczarki, nadziewane , deser czekoladowy. Wieczorem byłam na kolejnym masażu Kobido. Jeszcze jeden płatny i kolejny będzie gratis. Wypadnie chyba w listopadzie. Pogoda wspaniała, nie jest za gorąco, bo wiaterek znad morza chłodzi. Pakuję się powoli, robię niezbędne rzeczy, jeszcze manicure, wizyta w banku, zabezpieczenie roślin balkonowych. Wczoraj Panicz opowiadał o swojej wizycie w Auschwitz, wywyraźnie zrobiło to na nim ogromne wrażenie. Poza tym zarzekał się, że nigdy w życiu nie wejdzie już na jakikolwiek szczyt. Lek wysokości, łańcuchy,mnóstwo ludzi, to spowodowało traume. Skończyłam czytać Dom Piotra Kościelnego. Co za straszna książka! Ale polecam. Muszę spakować trochę cieplejszych ubrań, bo wieczory już chłodniejsze. Panicz zadowolony, że się spotkamy w Poznaniu. Też się cieszę, zawsze mamy sobie coś do powiedzenia, lubimy razem biesiadować i bawić się słowem. Koleżanka przysłała mi zdjecia z Wenecji, odżyły wspomnienia i żal, że w tym roku Italia nie wyszła. Cóż, zdrowie ważniejsze, jeszcze mam czas na powtórkę.