Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4772
Komentarzy: 48
Założony: 26 marca 2012
Ostatni wpis: 25 lipca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Caroline1987

kobieta, 37 lat, Gdańsk

165 cm, 60.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 lipca 2018 , Komentarze (5)

witam wszystkie Vitalijki! 

Po dość długiej przerwie postanowiłam tu zajrzeć i... się pochwalić! Czyli historia o tym, jak schudłam 11 kg od września... :) 

Od września do marca byłam na diecie Vitalii. To był najlepszy start. W rym czasie nauczyłam się co jeść, kiedy i ile. Później radziłam sobie sama. Generalnie kilogramy jakoś tam spadały, ale szału nie było. Jakoś w marcu właśnie postanowiłam się przebadać. Oczywiście okazało się, że mam Hashimoto w towarzystwie niedoczynności tarczycy. To był wielki kop. Mogłam się podłamać i zwalić na choroby, ale stwierdziłam, że zrobię wszystko, aby nie traktować tego jako wymówki. Dostałam hormony, dieta tak jak była plus ćwiczenia stabilizujące i bieganie wieczorami. Aktywność przynajmniej 3 razy w tygodniu. Jak już się człowiek wkręci, to buty same wyskakują z szafy :) oczywiście kilogramy nadal w dół, ale szału brak. 

Na szczęście moja czujna endoktynolog zleciła mi badania w kierunku insulinooporności... i to był strzał w dziesiątkę! Oczywiście,  że mam insulinooporność i to już taką nie na żarty... kolejne leki i kolejny kop do działania. No i modyfikacja diety. W sumie już nawet nie diety, bo dawno przestałam traktować odżywianie jako dietę. Wywaliłam cukier i wszystkie proste węglowodany. Oczywiscie czasem zdarzy mi się podeżreć coś zakazanego, no ale raczej mniej stresu już mnie to kosztuje niż odmawianie sobie na siłę. 

W ten sposób jestem tu gdzie jestem. Właśnie wróciłam z biegania i przy okazji stygnięcia wygenerowałam z moich zdjęć małą metamorfozę, którą Wam pokażę. 

Trzymajcie się dzielnie! Za cenę samopoczucia, które osiągnęłam zrobiłabym to jeszcze 10 razy :) żeby nie było, to nie jest koniec! :)

13 października 2017 , Komentarze (10)

Tak, tak... trzy tygodnie na diecie i weszłam w moje jeansy sprzed ciąży! Cud! Jeszcze w dniu kiedy zaczynałam ledwo mogłam je przeciągnąć przez tyłek i uda, o zapięciu guzika i rozporka nawet nie śmiałam marzyć... A dziś przymierzyłam i już w nich zostaję! :) #najszczesliwszanaświecie

5 października 2017 , Komentarze (5)

Dziś dzień ważenia i mierzenia. Wstałam rano lekko zestresowana tym faktem, choć trzymam dietę na 6, a i poćwiczę trochę kilka razy w tygodniu. Wynik przebił moje najśmielsze oczekiwania! 2,5 kg w dół odkąd zaczęłam, czyli niecałe 2 tygodnie! a i w obwodach kilka centymetrów spadło. Efekt sam w sobie jest dla mnie najlepszą motywacją!

Poza tym... przestrzegając diety czuję się rewelacyjnie. Fizycznie niczym piórko a psychicznie jakbym co dzień wygrywała milion w totka :D Nie jestem ospała i ociężała, jak to było wcześniej. Winę zwalałam na tarczycę... widocznie nie jest z nią tak źle jak sobie myślałam :)

Oby tak dalej! :)

2 października 2017 , Komentarze (3)

Nadszedł czas, aby podsumować mój pierwszy tydzień z dietą...

Prawie w 100% wykonałam plan! a prawie... bo... W piątek przyjechała do mnie przyjaciółka, z którą nie widziałam się kilka lat. Pojechałyśmy sobie nad morze trochę pospacerować, no i oczywiście jak już ktoś nad morze przyjeżdża, to chce zjeść rybkę.

Okej, mówię. Tu zaraz jest fajna restauracja po kuchennych rewolucjach. Idziemy. Okazało się, że nie była to typowa rybka znad morza. Dorsz zapiekany z serem, strasznie tłusty... Ale raz się żyje, dieta była cały tydzień, moje pierwsze wyjście od pół roku, nic nie będzie. 

Było.

Wróciłyśmy do domu... i myślałam, że umieram.(martwy)(wymiotuje)(pot) . Cała noc nad kibelkiem. Sobotę przeleżałam w łóżku w towarzystwie dreszczów i bólu głowy, pod dwoma kocami i mega ciepłą kołdrą. Zatrucie pokarmowe jak malowane. Zachciało mi się rewolucji, to miałam. 

Później sobie pomyślałam, że to było za karę, za odstępstwo od diety, więc na razie nie będę ryzykować :D

Poza tym, jestem przeszczęśliwa. Chodzę najedzona, waga powoli spada, brzuch jakby mniejszy... Wczoraj nawet mój mąż sam, bez pytania stwierdził, że przychudłam :D

Gdzieś tam w środku tygodnia poczułam się ciężka i opuchnięta, trwało to 2 dni i przeszło. Piłam pokrzywę, może pomogła... wychodzi na to, że zatrzymała mi się woda.

No i najważniejsze: Przeżyłam tydzień bez czekolady i innych słodkich! Nie pamiętam czy kiedykolwiek miałam taką długą przerwę :) Jestem z siebie bardzo dumna.

Zobaczymy jak będzie dalej. Motywacja jest, wsparcie jest, nic tylko działać :)

Miłego dnia wszystkim!

28 września 2017 , Komentarze (7)

Czwarty dzień za mną. Żadnych przewinień... I co? Pod wieczór jakoś tak spuchłam... brzuch mi wywaliło, twarz jakaś nie taka i w ogóle cała czuję się jak hiopopotamica :( wody wypiłam przez cały dzień ponad 2.5 l. Nie wiem co się dzieje i wierzę, że to chwilowe, ale ogarnęły mnie jakieś smuteczki :( 

28 września 2017 , Komentarze (6)

Witam Vitalijki!

Dopiero czwarty dzień diety, a ja już czuję się lepiej. Z dnia na dzień jest mi coraz łatwiej. Mniej pokus i tęsknota za czekoladą też mniejsza! :D 

Wczoraj widziałam gdzieś na fb mema z czekoladą i pytaniem: "Gdybyś miała wybierać między zgrabną figurą a czekoladą, wybrałabyś białą czy mleczną?" :D Toż to dokładnie o mnie! oczywiście, że wybrałabym mleczną... jeszcze kilka dni temu. A teraz walczę. Chociaż w sumie to przyjemna walka. Dieta jest bardzo dobra, posiłki sycące, nie ma się do czego przyczepić. Do tego idę za ciosem i codziennie ćwiczę. Jak nie cały trening, to chociaż 10 minut na sam brzuch. No i przyspieszyłam moje spacery z wózkiem. Latam po dzielni jak szalona :D

Swoją drogą bardzo mnie cieszy ta strona, bo można się tu spokojnie wygadać na temat odchudzania. Moja rodzina i znajomi chyba już mają tego dość, więc nikomu na razie nawet się nie chwalę, że podjęłam kroki. Jak przyjdzie czas, to sami zobaczą... mam taką nadzieję :D

Ale żeby nie było za kolorowo, jestem ostatnio trochę zmęczona. Mała chyba zaczyna ząbkować i bardzo często budzi się w nocy z płaczem. Przez ostatnie trzy dni budziła się o 3 i nie było siły, żeby kontynuować sen. Godzina zabawy i dopiero zasypiała. Jestem ciekawa jak długo to potrwa. Od urodzenia ładnie spała. Zasypia sama w łóżeczku i w nocy po przebudzeniu biorę ją do siebie, cyc na wierzch i śpimy. Teraz nocne budzenie na cyca jest ok 22... więc trochę wcześnie. I później co godzinę - dwie pobudka z płaczem. no chyba, że jakiś skok rozwojowy (za tydzień skończy pół roczku). Jakoś sobie poradzimy :)

Teraz korzystając z okazji, że zasnęła, spróbuję wypić ciepłą kawę. Tej jakoś nie mogę sobie odmówić... :)

Miłego dnia wszystkim! :)

25 września 2017 , Komentarze (7)

Wiem, że dopiero pierwszy dzień za mną... ale jeśli tak pójdzie dalej, to przysięgam, że jeszcze wykopię z dna szafy moje spodnie w rozmiarze xs, które czekają tam na mnie od jakichś pięciu lat (smiech)

Ok... żarty żartami, a ja jestem z siebie już troszkę dumna. Dieta wykonana w 100%, ilość i jakość posiłków bardzo mnie zadowala, woda wypita, i co najważniejsze PRAWIE nie myślałam o czekoladzie!! Nie da się ukryć, że to będzie dla mnie najtrudniejsze. Jestem największą miłośniczką mlecznej czekolady. Fajnie jak jeszcze ma truskawki, tudzież orzeszki... :PP

No. Jakby nie patrzeć do przodu. 

Jak już tak się chwalę, to jeszcze z rozpędu na koniec dnia zrobiłam całkiem porządny trening. Mam nadzieję, że dam radę wstać jutro z łóżka :)

Teraz jeszcze godzina z książką i spać. 

Mam nadzieję, że motywacja mnie nie opuści. Długo na nią czekałam.

Dobranoc :)

24 września 2017 , Komentarze (5)

No i nadeszła ta chwila... w związku z tym, że od jutra się porządnie za siebie biorę, świadomie popełniłam dziś kilka moich ulubionych grzeszków... czekolada na spacerze z córeczką, na kolację tosty z serem i ser cheddar z konfiturą figową do wieczornego serialu... omnomnom! Będę tęsknić! 

A może nie będę? 

Nie mogę się doczekać kiedy wejdę w moje ulubione jeansy, które nosiłam przed ciążą. Kiedy otworzę szafę i nic już nie będzie za ciasne. I nie będę musiała zostawać w domu, bo nie mam się w co ubrać, ani wyciągać szyi niczym żyrafa i udawać, że nie mam trzech podbródków. :D

A tak serio... myślę, że robię to przede wszystkim dla siebie. Dla zdrowia, dobrego samopoczucia, no i troszkę dla mojego męża :)

Życzę wytrwałości sobie i wszystkim, którzy chcą zrobić coś dobrego dla siebie. :)