Ok kochane... Wkurzyłam się. W poniedziałek, gdy pisałam Wam o absolutnym braku efektów. Do tego mój rzekomo wybity palec (który chyba jednak jest złamany) znowu zaczął mnie boleć i nie mogłam na prawej stopie całym ciężarem stanąć. I w ogóle byłam przed @ i humor miałam tragiczny i... jak wróciłam do domu to pieprznęłam całą tą dietą i całymi tymi ćwiczeniami. NIe zrobiłam treningu, drugi dzień pod rząd, a na kolację wsunęłam talerz frytek z piekarnika z (o zgrozo!) majonezem. I poporawiłam piwem. I co? I co??? I 0,2 kg mniej na wadze następnego dnia. Dwa razy tyle co przez tydzień na diecie. Cheat meal najlepszą dietą normalnie. Ja tego nie ogarniam. A za góra dwa dni się @ spodziewam, więc powinno raczej w górę iść. Nie ogarniam tym bardziej.
Na szczęśce rozsądek mi szybko wrócił i wczorajszy dzień już był taki, jak powinien. Same zobaczcie :)
Śniadanie: jajecznica z trzech jaj z cebulą czerwoną i wędliną drobiową, do tego kromka pełnoziarnistego pieczywa - 448 kcal
Lunch: baton Dobra Kaloria - 132 kcal
Obiad: pierś z kurczaka usmażona na łyżce oleju z warzywami gotowanymi na parze (brokuł, brukselka i fasolka) oraz mozarellą - 552 kcal
Kolacja: czekolada 90% kakao (to ten czas w miesiącu...) i koktail z banana, szpinaku i mieszanki owoców leśnych - 382 kcal
Razem: 1514 kcal
Trening: joga + Jillian Michaels 30 Day Shred (lvl 1, dzień 5) + spacer = 818 kcal
Bilans: 1514 - 2373 = -859 kcal
Jak widzicie jest dobrze :) Dziś właśnie skończyłam śniadanko, dokończę ten wpis i idę ćwiczyć. Po wczorajszej jodze czuję mięśnie na plecach, tak trochę, to nawet nie zakwasy, ale czuję, więc dziś zmienię nieco trening i oprócz mojej wspaniałej Jillian machnę jakieś ABSy i może pupę z Mel B, a co. Lubię z nią ćwiczyć. Zaraz potem się zbieram i jadę po Mojego do pracy, lecimy coś przegryźć w McDonaldsie (obiecuję wziąć sałatkę! :D ) i śmigamy na nowych Avengersów :) Z kina lecę do rodziców na wieczorny półfinał Ligii Mistrzów z tatkiem, więc lecę na piechotę, coby spalić co nieco na wypadek gdyby tatko zaserwował do meczu jakieś piwo. Jak widzicie pracowity dzień dziś, więc pewnie nie będę miała czasu zaglądnąć do Was, ale jutrzejsze przedpołudnie spędzam z mamą, to nie będę trenować, więc może tak jednym okiem poczytam co tam u Was :) A na razie lecę, bo jeszcze nastawienie pralki i zmywanie po śniadaniu na mnie czeka, do zobaczenia jutro!
KochamBrodacza
5 maja 2018, 09:14Czasem trzeba strzelić taki reset :D No tak w te dni to się jakaś słodkość należy :)
wPatka
3 maja 2018, 13:01:D Normalnie gratulację, że się ogarnęłaś tak szybko :P :D Świetnie sobie radzisz :D I ćwiczysz :D @ zło wcielone na to nie ma sposobu :P trzeba się przemęczyć :P:P
aska1277
2 maja 2018, 19:59super,że wrócił i wygrał zdrowy rozsądek ;)
vicugna
2 maja 2018, 14:44Ja też nie ogarniam tych mechanizmów. Niby takie proste, bo deficyt trzeba zrobic a sama tak czasem mam, ze spada mi waga po cheat dayu. :D
martiniss!
2 maja 2018, 14:18Aj tam ja tu się spodziewałam pizzy zamawianej albo kubełka KFC :D a tu zwykle frytki ;) spokojnie czasem takie jedzenie jest lepsze bo jest mega latwostrawne. :D ja postanowiłam wziąć @ z zaskoczenia i (jutro się spodziewam @) dziś będzie pizza domowa, ale w ogóle nie dietetyczna. Zwykła normalna, z masą sera i pepperoni ;) raz na jakiś czas można ;) później ostatni trening przed @ i spokój :))) i kurcze tak już bym zjadła fasolki, a taka droga jeszcze :(((
Fallen95
2 maja 2018, 13:06Organizm lubi nas zaskakiwać :))
aniloratka
2 maja 2018, 10:53najwazniejsza jest rownowaga :D