Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Złośliwość rzeczy martwych :/


Dzień dobry, Vitalijki! Zacznę od tego, że... zła jestem. Zamrażalnik mi się zepsuł. Chyba. W środku lata. No żesz *****. Wczoraj Mój wracał z popołudniowej zmiany o 23, robiłam mu na kolację pierogi, były zamrożone w zamrażalniku właśnie. Ja zamrażalnik otwieram, a on nie stawie oporu. Niedomknięty. I cały oszroniony. Wszystko w środku pokryte warstwą śniegu. Zaklęłam, wyjęłam pierogi i chcę zamknąć, a on się nie domyka. Stukam szufladami, poprawiam, ale one całe w lodzie i nijak nie chce to działać. Przyszedł Mój, wziął nóż i zaczął skrobać wszystko, co się oszroniło, ale za dużo nie mogliśmy zrobić, bo 23, ludzie śpią. Zamrażalnik się nie domknął, przystawiliśmy go krzesłem i trudno, tak przenocował. Ale najgorzej, że Mój mówi wczoraj "chyba się uszczelka zepsuła". Oby nie, bo zwyczajnie nie mamy teraz na naprawę. Właścicielka mieszkania odliczy nam to od czynszu oczywiście, ale fachowcowi będziemy musieli zapłacić my, a na naszym koncie tyle, żeby przeżyć do końca miesiąca i nic ponad to. Więc jak Mój dziś wstanie (pewnie koło południa bo idzie na noc znowu, więc będzie chciał się wyspać), to jeszcze poskrobie ten zamrażalnik i miejmy nadzieję, że się domknie. Bo jak nie to nie wiem co zrobimy. Tym bardziej, że on pełen naszych zapasów na resztę miesiąca, nie możemy sobie pozwolić, żeby to się rozmroziło i zmarnowało. Jedną mrożonkę już musiałam wczoraj wyrzucić bo była miękka. Jak nie urok to sraczka. Najpierw jak jest zimno to się piecyk w łazience psuje, teraz jak upały to zamrażalnik. Do d*py.

Ech. No ale co z dietą, bo po to tu wszyscy jesteśmy. Z dietą dobrze. Wczorajszy dzień udany, do tego był spacer po pracy i Shred z Jillian Michaels w domu. Deficyt miałam na 700 kcal, więc jest super. Sami popatrzcie:

Śniadanie: jogurt gruszkowy z płatkami owsianymi, pestkami dyni i siemieniem lnianym
Lunch: grahamka z pasztetem roboty mojej mamy, ogórkiem i pomidorem
Kolacja: nieprzyzwoicie kaloryczna sałatka z sałaty lodowej, awokado, ogórka, papryki konserwowej, mozzarelli, pestek słonecznika i majonezu

Przysięgam, że nie piłam wczoraj alkoholu, zgłupiałam jak zobaczyłam go w mojej rozpisce. Okazuje się, że jest składnikiem pasztetu, który wpisałam do aplikacji xD W moim pasztecie go na pewno nie było, ale machnęłam ręką. Nie chciało mi się szukać innego. Więc mam w rozpisce pasztet 18+. I nareszcie udało mi się dobić do założonego celu dla tłuszczy. Chyba pierwszy raz odkąd wróciłam miesiąc temu, wow.

Dziś od rana chodzę trochę podminowana i zmartwiona tym zamrażalnikiem. No i wiecie, że nocki Mojego też nie poprawiają mi humoru. Dlatego staram się myśleć, że dziś to tak jakby już czwartek i zaraz długi weekend. Jutro burze mają przechodzić, więc spaceru nie będzie - musi w takim razie być dziś. No i oczywiście znowu Shred w domu. Zamierzam machnąć 8, 9 i 10 dzień II poziomu pod rząd i w piątek radośnie zrobić sobie wolne, a przy okazji pomierzyć postępy korzystając z wolnego dnia. Trzymajta kciuki za te plany, dziewuchy, bo moje plany treningowe rzadko udaje się przełożyć na rzeczywistość. A teraz lecę, bo szef się objawił i zły jak osa, bo sobie wczoraj rozwalił brykę. Tak że lepiej się chować. Do zobaczenia!

  • nomorefat

    nomorefat

    18 czerwca 2019, 13:21

    Trzymam kciuki za trening :D w takich chwilach dziękuje życiu za lodówkę no frost :D

    • Cathwyllt

      Cathwyllt

      19 czerwca 2019, 08:46

      Jak już będę miała swoją to też będzie no frost, z pewnością :/