Dziś mija dokładnie tydzień mojego heroicznego trzymania kalorii za pysk. Na koncie ani jednego ciasteczka, czekoladki ani obżarstwa pod znakiem " mąka, mąka, mąka i jeszcze raz mą-ka!" (cytując klasyka). Ćwiczyłam też sumiennie, poganiałam lenia na orbim zaskakująco regularnie, wagi jednak nie sprawdzam, postanowiłam wstrzymać się do przyszłego miesiąca.
Tak mnie naszła przy okazji tej samodyscypliny refleksja. Czasem słyszę taki głosy, nawet tutaj na forum zdarza mi się przeczytać podobne stwierdzenia: "nie jem więcej kalorii bo więcej w siebie nie wcisnę". Wtedy łapię się na tym że spoglądam później na swój talerz (będący częścią moich codziennych 1600 + kalorii) i mierzę oczami, i ważę tą moją porcję, i zachodzę w głowę czy naprawdę jest taka olbrzymia? Czy normalni ludzie mają może mniejsze żołądki czy jak? Ale tabele kalorii są nieugięte- poniżej 1300 nie zejdę choćby nie wiem jak się starała. Bo przecież wystarczy kilka orzeszków do owsianki: witamy dodatkową stówkę, wystarczy mleko o wyższej zawartości tłuszczu i już +50. Same się te kalorie produkują, a porcje bez zmiany! Takie to są czarodziejki :) Ale to nie zarazki- nie należy się ich bać!
Ograniczanie kalorii wymusza na mnie prawdziwe kombinatorstwo. Zachciało mi się burgera- jak diabli mi się zachciało. Więc go zjadłam, po lekkich modyfikacjach w składzie oczywiście :) Bułka może daleka od zdrowej żywności, ale też się od niej nie pochorowałam. Było pysznie! :)
Na rozpoczęcie następnego tygodnia życzę sobie, i wam oczywiście, dużo wytrwałości i motywacji! Żebyśmy zawsze pamiętały że piękno jest przede wszystkim zdrowe :)
fitnessmania
30 marca 2017, 14:01A mi się udało zrzucić 6kg, było ciężko, ale udało się, jest coś co może i tobie pomóc, wpisz sobie w google - co na problemy z nadwagą xxally radzi