Znacie to? Mówicie że za czekoladkę dziękujecie, za schabowego też, i za cukier do kawy. A w zamian dostajecie śmieszki-cheszki pod nosem lub mądrość w stylu "znów się odchudzasz?". Tak, tak, wielu ludzi uzna Cię za śmiesznego jeśli nie żyjesz "normalnie". Zauważyłam to już dawno temu, i każdy kto kiedyś przechodził przez dietę jakąkolwiek (a przynajmniej większość takich osób) także spotkało się z czymś takim. Ale nie zastanawiałam się nad tym, w głębi duszy myślałam że coś w tym nawet jest bo i moje dotychczasowe próby chudnięcia były nie do końca mądre. Ostatnio jednak, odkąd zaczęłam po prostu myśleć nad higieną własnego życia i żywienia, zjawisko to zaczęło mnie przerażać. Owszem, do pewnego stopnia może śmiesznym wydać się to że ktoś dziesiąty raz obcina kalorie i rzuca słodycze wciąż będąc grubaskiem, jednak to że ktoś chce żyć zdrowo, w zgodzie z własnym organizmem to chyba całkiem fajna sprawa. A co tymczasem obserwuje w swoim otoczeniu? Bardzo lubię chodzić więc czasem wolę podjechać do domu autobusem który zatrzymuje się na przystanku nieco dalej i dojść na piechotę niż czekać na bezpośrednie połączenie stojąc piętnaście minut na przystanku. Co słyszę? Przerażenie w głosie. "Już wolałabym czekać!". W weekendy jeżdżę do pracy- na przystanki mam daleko, czasem kiedy mam sporo czasu do autobusu idę kilka przystanków w przód żeby się nie nudzić. Wszyscy rozpaczają nad moim marnym losem. "Rany, jaka Ty biedna że tak musisz chodzić!". Kiedy rzucę z uśmiechem że zdrowiu to nie zaszkodzi, podsumowanie najczęściej brzmi "Masakra". Czy to naprawdę takie straszne przejść się kilka kilometrów? To absolutnie przerażające jak pogłębia się lenistwo u ludzi, zwłaszcza młodych. Na mój pomysł biegania też reakcje były co najmniej niepokojące: "podziwiam Cię, mnie by się nie chciało". Ale jeśli aktywność fizyczna jest męcząca i przy odrobinie dobrej woli potrafię zrozumieć niechęć do niej, tak temat odżywiania budzi we mnie grozę. Ostatnio na uczelnię przygotowałam sobie jogurt naturalny z bananem. Usłyszałam ze "dziwnie to pachnie i dziwnie wygląda" od osoby popijającej wesoło gazowany napój. Moje kanapki są już niemal legendarne bo zazwyczaj pakuje w nie mnóstwo różnych składników co wydaje się wszystkim bardzo zabawne, nie mówiąc o sałatkach czy owocach i warzywach (kiedy chrupałam selera to absolutnie przekroczyłam ich horyzonty pojmowania :P). Chociaż przyznać muszę że mnie i tak dużo uchodzi na sucho, prawdziwe laury pierwszeństwa w byciu wyśmiewanym za jedzenie na uczelni przypadają koledze który trenuje na siłowni więc przynosi mnóstwo jedzenia w pojemnikach. Natomiast niekwestionowane mistrzostwo w absolutnym braku zrozumienia dla tego że można odżywiać się inaczej niż "większość" przypada mojej mamie. Ileż razy to już słyszałam że "przesadzam", "udziwniam", "wymyślam głupoty". Bo przecież schabowy na połowie kostki smalcu to samo zdrowie, tak jak sałatka z majonezem czy zupa z mąką i śmietaną to samo zdrówko i od tego się nie tyje. Nie chodzi już nawet o to że unikam potraw kalorycznych co jest oczywiste póki mam dodatkowe sadełko, ale wielu produktów ( np. kapusty, cebuli) czy dań (np. smażonych, tłustych) nie jem z powodu problemów z jelitami. Więc schabowy nie dość że doładuje mi bilans ponad miarę, to jeszcze sprawi że noc spędzę w połowie drogi między łazienką a łóżkiem, bądź nie będę odwiedzać łazienki przez najbliższe trzy dni. No ale wiadomo, "wymyślam" bo to przecież samo zdrowie. A koleżanki które się odchudzają? Jak one na to patrzą? "No, na kolację to w sumie nic nie jem bo po 18 to już nie można", "Fajną dietę znalazłam w internecie, dwa tygodnie wytrzymałam i schudłam 5 kilo, ale później już nie dałam rady", "do szkoły kanapki nie biorę bo się odchudzam". Pozwolę sobie tego nie skomentować, nawet jako osoba która schudła kiedyś ponad 20 kilo i zaliczyła piąchę jojem w twarz przez debilne podejście do jedzenia.
Nie wiem na ile rację mam ja na ile "wszyscy", nie wiem czy faktycznie to co jem jest takie bardzo zdrowe, nie wiem czy to że gonię lenia wyjdzie mi na dobre, ale wiem że w tym czasie mogłabym siedzieć na tyłku i jeść chipsy. Czy to wyjdzie mi na dobre? :P