Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Tragedia


Dziewczyny, jest bardzo źle. Ten wyjazd zupełnie mnie rozbił i odciągnął od diety. Wprawdzie staram się pilnować, co jem, ale zupełnie mi to nie wychodzi i zamiast schudnąć, nadrobiłam całą moją dietę. Było już nawet 61, 9 na wadze a dziś po 2 tygodniach jest 64,7... Jest okropnie... Czuję się napuchnięta, brzuch mi wisi... Nie ćwiczę (no może poza rowerem, bo tego ostatnio jest sporo), nie trzymam diety i jestem załamana.
Właściwie mogłabym dziś znów zacząć SB fazę 1, bo na śniadanie zjadłam tylko 2 smażone jajka, a na obiad mogę sobie zrobić sałatkę, na "kolację" wybieram się na grilla i przygotowuję na niego szaszłyki z kurczaka.
Błagam, trzymajcie kciuki, żeby mi się udało wytrwać i nie ulec pokusom... Wczoraj dostałam @. Myślałam, że trochę na wadze też zleci, ale po paczce herbatników nie miało szans...

W ogóle czuję, że coś mi blokuje wagę. Nie wiem, czy to przypadkiem nie hormony, które przyjmuję - tak mi trudno schudnąć... Przecież normalnie po 2 tygodniach diety powinno mi ubyć minimum 4 kg, a ja straciłam tylko 2, na dodatek błyskawicznie je nadrobiłam. Nie wiem co się dzieje, ale to chyba nie jest dobre.

Zastanawiałam się nad tabletkami LINEA DETOX. Ponoć oczyszcza organizm z toksyn i ułatwia odchudzanie, ale to chemia i trochę się boję. Co myślicie o tym?

Wizja pięknego ciała odchodzi w dal, a ja chciałam pięknie wyglądać nad morzem - bez okropnego cellulitu i wiszącego brzucha. Wprawdzie balsamy antycellulitowe, peelingi i masaże zimną wodą trochę poprawiły wygląd skóry, ale brzuch to już zupełnie inna bajka... Na to już nie pomogą cudowne balsamy. Muszę dobrać jakiś odpowiedni zestaw ćwiczeń, bo Tamilee "I want those ABS" to póki co za dużo - muszę nabrać formy, ale ten zestaw na całe ciało, to chyba trochę mało... Muszę sama coś ułożyć. Tylko błagam, niech mnie ktoś budzi o 8 rano, żebym mogła ćwiczyć, bo w ciągu dnia się najbardziej nie chce, a wieczorem już nie mam na nic siły (kiedyś ćwiczyłam tylko wieczorem, ale nie czułam się po tym najlepiej).

No i to wstrętne podjadanie w nocy. "Tylko mleczko i miodzik"... Ehe, tylko... A waga rośnie!
Potrzebuję ostrego biczowania i ganiania na siłownię. Inaczej nie dam rady.

Dobra, starczy tego użalania. Od dziś będę zupełnie inną kobietą! Obiecuję Wam to!!!

Pozdrawiam
  • blondyneczka.kama

    blondyneczka.kama

    18 lipca 2011, 14:25

    teraz musisz ponownie wziąć się w garść i na pewno sobie poradzisz. Co do utraty 4 kg w tyg. jest to możliwe, ale przy ciągłym odchudzaniu organizm oporniej traci kg, 2 kg to też dobry wynik, a waga wzrosła, bo pewnie więcej jadłaś i mniej sie ruszałaś i bilans energetyczny był dużo większy.

  • patih

    patih

    16 lipca 2011, 20:44

    każdy ma załamania, najważniejsze t się podnieść i znów walczyć

  • Iwantthissobadly

    Iwantthissobadly

    16 lipca 2011, 14:58

    ehhh Kochana;*też mam ostatnio takie dni...nie pozostaje Ci nic,jak spiąć się i wziąć za siebie;*powodzonka Słońce!

  • prinkaminka

    prinkaminka

    16 lipca 2011, 13:46

    hm.. według mnie za mało Ci dyscypliny, regularnosci. niby pilnujesz posilki, ale nocne podjadanie jest najgorsze w tym wszystkim ;) normalnie prawidlowo waga spada o ok.1kg tygodniowo, powolutku, wazne zeby spadala a nie rosła . i cwicz cwicz cwicz ;) ja wstaje rano i od razu skakanka, daje rade, Ty tez dasz