Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie ma się czym chwalić


Od soboty ćwiczę z Chodakowską. Chodze już jak cyborg- dowiedziałam się że jednak mam mięśnie :) Kiedy ćwiczę? To bardzo skomplikowane. OD czasu nastania "wiosny" chodze taka padnięta, jakby ktoś mnie walnął obuchem. oczywiście to zwykłe przesilenie wiosenne więc postanowiłam zawalczyc z nim endorfinami. jak wiemy nedorfiny wydzielają się przy jedzeniu oraz przy ćwiczeniu. Po powrocie do domu, jak już ogarnę to swoje podwórko i młodsze dziecię idzie spać, zabieram się za starsze. Z nim też nie ma kłopotu tyle, ze trwa to znacznie dłużej. Więc najpierw wieczorynka, mycie, bulta z mlekiem, czytanie i spanie. Efekt rytuału jest taki że zasypiam z nim i budzę się półprzytomna po 22:00. No i to jest czas dla mnie czyli na zmywanie, prasowanie, sprzątanie (ciche) i na ćwiczenia :)) Testuję ten model od soboty. Ogarniam i nawet nie jestem niewyspana po 5godzinach przerywanego snu. Ciekawe kiedy organizm wymięknie?

Ćwiczenia ogarniam. Jakoś idzie. Chodze po nich jak robot. Najbardziej bolą ramiona i brzuch. Niestety efektów zero. Nadrabiam brak snu, zwiększonym apatytem. Życie... Obiecalam sobie, ze jak tylko aura będzie bardziej sprzyjająca, zajmę sie bieganiem- nie robiłam tego od roku. Nie mam pojęcia jak to zrobię czasowo ale może Mąz nie będzie mi tego utrudniał.

Jak nasze relacje?- jakoś. Na szczęście nie widujemy sie za czesto. Wraca około 19:00, zjada to co ugotowałam i zasypia przed telewizorem  (bo zmęczony po pracy) zostawiajac brudne naczynia w zlewie.  Oduczyłam go od robienia mu sniadań i kanapek do pracy. Nie mam na to czasu. Czcę sie wyspać (śpię maksymalnie do 6:00) i mam do ogarnięcia Młodego do przedszkola. najgorzej jest jak Młoda wstanie zanim przyjdzie niania. W takiej sytuacji nie mam nawet czasu na śniadanie.  Ale nie jest źle. Niebawem zmiana czasu więc będzie lepiej.

Apropo zmiany czasu- mój Pierworodny chyba powoli się na nie przygotowuje. W weekend wstawał o 5:00. Oczywiście musiałam rozpocząć dzień razem z nim. Później wstała Młoda i dzień uznałam za rozpoczety. Tylko mąż uznał że jest weekend i wylegiwał sie do 9:00. Ludzie to mają życie.

W sobotę zrobiłam dziecku niespodziankę i przy okazji wizyty u lekarza przejechał sie pierwszy raz tramwajem i metrem. Jego buzia promieniala a ja nie mogłam sie na niego napatrzeć.

Dzisiejszy wpis trochę zakręcony ale tyle się nazbierało...

Pozdrawiam wszystkich

  • 333kociaczek333

    333kociaczek333

    27 marca 2014, 15:17

    Znajomy temat :). Ja teź ćwiczę wieczorami tak 22-24. Starsza córka sama zasypia, a maleństwo przy piersi więc jak wstaję o 22 to wyglądam jak zombi, zmęczona już całym dniem i jeszcze muszę się wysilić na ćwiczenia :). Ale jakoś daję radę. My kobiety jesteśmy silne i zawsze ogarniamy 150 rzeczy na raz ::))). Pozdrawiam

  • agulina30

    agulina30

    27 marca 2014, 14:19

    Matko Boska! jakbym czytała o sobie. wprawdzie "ogarnianie podwórka i dzieci" robię za dnia, ćwiczę wieczorami /nie zarywam nocy/, to i tak mam mało czasu, albo wcale dla siebie. mąż co prawda trochę pomaga, ale pracuje dłużej niż ja, więc większość rzeczy jest na mojej głowie. nie jesteś sama w tych trudach i znojach - inne też tak mają. więc wspierajmy się!