Wczorajszy trening trwający 58min zrealizowałam w 100%! ;))))))) Ostatnie 5 minut biegłam z bananem na twarzy, bo wiedziałam już, że dam radę dotrwać do końca i będę miała powody do dumy ;)))))) Inna sprawa, że K. namówił mnie na zrobienie naleśników z jagodami (again!). Dodam, że K. został przeze mnie pasowany na mojego Ambasadora Odchudzania. Świetnie się sprawdza w tej roli, nieprawdaż? ;))))))))))))))))))))))))))))))) Ech.
Z innej beczki. Pech to pech. W piątek wyjeżdżamy, a ja oczywiście dzisiaj musiałam dostać pierwszej od roku miesiączki. Oczywiście zahaczy więc też o wyjazd. Z morzem i kąpielami w tle. Sic! Ale nic to. Może mi się odchudzanie odblokuje przez uregulowanie gospodarki hormonalnej?
Tak czy inaczej muszę znów nieco bardziej zaprzeć się dietowo, bo z ćwiczeniami jest ok. A myślałam, że będzie odwrotnie. Niby zamiennie ten "niedietetyczny" posiłek zawsze a nie nadprogramowo, niby nie słodycze w czystej postaci, niby wszystkie inne dietetyczne, ale pewnie dlatego stoję w miejscu zamiast chudnąć.
Eyrene
4 lipca 2012, 08:09aaa gratulacje wytrwałości :D. Ja swojego lubego też awansowałam na ambasadora. Zaczynał ze mną odchudzanie i schudł już ok 12 kg a ja tylko 6 ;/ ale przynajmniej mnie motywuje, a jego sama muszę do jedzenia zmuszać :P ehh ze skrajności w skrajność :)
antonettee
3 lipca 2012, 17:38Ćwiczę w południe gdy mały ma drzemkę, spi 1,5-2 godzinki więc mam chwilkę dla siebię, ćwiczę 30-60 minut, szybki prysznic i... już mały wstaje:)
antonettee
3 lipca 2012, 17:12ha, ja też posiadam Ambasadora Odchudzania, ale on ma więcej zachcianek niż ja przed okresem:P więc wolę poczytać vitalię, ona nie chrupie mi ciastek przy uchu:))