Tydzień minął mi bardzo szybko, tak jak pisałam wcześniej, miałam bardzo dużo spraw na głowie. Zero ćwiczeń i trochę wpadek żywnościowych. Tzn nie było obżarstwa ale z braku czasu nie zawsze miałam okazję zjeść coś dobrego, zdrowego i wartościowego zatem zdarzały się też i mniej zdrowe obiadki zjadane dość późną porą. Bałam się, że może to wpłynąć na wzrost wagi. Pomyślałam sobie nawet, żeby odpuścić sobotnie ważenie ale korciło mnie niesamowicie i nie mogłam się powstrzymać. I tu zaskoczenie, od zeszłej soboty ubyło mnie cały kilogram a także trochę centymetrów tu i tam zatem jestem bardzo zadowolona. W niedzielę byłam na grzybach, pojechałam do lasu z czterema wielkimi wiadrami a grzybów razem z moim A. znalazłam aż 5 :)))) W drodze powrotnej zajechałam do mojego wujka, który mieszka na wsi, żal się mu nas zrobiło jak zobaczył te puste wiadra i wysłał nas do własnego sadu. Mogliśmy rwać co chcemy i ile chcemy. Ja rzuciłam się na śliwki, A. na gruszki, potem dopadliśmy jeszcze jabłka i późne maliny. Po drodze zahaczyliśmy też o pomidorki koktajlowe i winogrona wcinając przy okazji a to z jednego a to z drugiego krzaczka bądź drzewka. Najedliśmy się jak bąki, na pożegnanie dostaliśmy jeszcze dwie domowe nalewki i ogromny słoik miodu z własnej pasieki. Żyć nie umierać!!!
piteraaga
14 września 2015, 21:50Gratuluję spadku. A dary jesieni zerwane własnoręcznie - bezcenne
aida69
14 września 2015, 19:39Kocham wiejskie dary natury i domowe przetwory ! Sama mam nalewke wiśniowa.... Własna :/ i nie pije :/ Grzybow zbierac nie cierpię. Zawsze dostaje od kochanej Babuni ;)