Kiedyś, gdy zakładałam ten pamiętnik chciałam się odciąć od niepowodzeń, być panią swojego losu i generalnie wychodziło mi to raz lepiej, raz gorzej... wiele złych rzeczy ściągałam na siebie sama-brakiem wiary, negatywnym podejściem, brakiem szacunku do bliskich i siebie również... ale wewnętrznie zawsze chciałam po po prostu dobrze a negatywne zachowania były oznaką buntu czy obrony nie wiadomo przed czym... Jedno wiem na pewno... nie zasłużyłam na to co mnie w tym roku spotkało... Spotkały mnie dwie bardzo przykre sytuacje... z czego jedna choć jest dramatyczna jest niczym wobec tej drugiej... funkconuję od zadania do zadania, na noc biorę tabletki nasenne i tak dzień w dzień... Zawsze miałam jakieś emocjonalne problemy ale teraz sama sobie się dziwie, że w ogóle wstaję... i wiem, że najgorsze dopiero przede mną... i nie wiem skąd wziąć siłę... trochę siły... żywię się cukrem...bo daje energię, poza tym nic mi nie smakuje, na nic nie mam ochoty... jakieś pomysły na to jak radzić sobie z prawdziwymi dramatami?
Berchen
17 maja 2017, 19:02przykro slyszec ze komus dzieje sie cos zlego, wspolczuje ci bardzo i zycze by szybko problemy znalazly jakis obrot w dobra strone. Nie piszesz co sie dzieje wiec trudno cos doradzic, dla kazdego cos innego jest "dramatem" i kazdy na dramaty reaguje inaczej, ja w ciagu kilku lat gdy wydawalo sie ze gorzej byc nie moze nie bralam zadnych lekow uspokajajacych, balam sie ze przez nie nie bede wystarczajaco "trzezwa na umysle" by odpowiednio sobie w tej sytuacji radzic - trwalo dobre kilka lat, ale sa tacy , ktorzy bez lekow tego by nie przeszli - kazdy ma swoja granice i tylko ty wiesz ile dasz rade pociagnac. Dobrze jest miec kogos bliskiego z kim o tym moglabys rozmawiac. Ja kumulowalam, nie mialam nikogo w wyniku czego nie "wyleczona" jestem z tamtego okresu, mimo ze minelo juz sporo lat. Zycze dobrych decyzje i rozwiazania problemu.
createmyself
17 maja 2017, 19:23Dziękuję bardzo za dobre słowa-to dużo! Niestety to problemy z cyklu tych na które nie ma dobrego rozwiązania-bo na nic się nie ma wpływu, nic nie można... pozostaje bezsilność i czekanie... obie sprawy się nałożyły czasowo i na prawdę czasem wydaje mi się, że żyję gdzieś obok tego-a niestety znajduję się w centrum... zwykle na duży stres reagowałam totalnym poddaniem się, płaczem i leżeniem w łóżku, teraz (gdy z perspektywy tego co dzieje się teraz te wszystkie wcześniejsze problemy to błahostka) jest inaczej, staram się mobilizować, ale boję się, że jestem na granicy wytrzymałości, że więcej nie zniosę... ostatnio zasłabłam z nerwów... przepraszam za marudzenie po prostu muszę się raz na jakiś czas "wypisać"