Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wracam. 1.


Pora wrócić. Na wadze tragedia, nawet nie chcę patrzeć. Ale to nieważne, podchodzę na luzie, pozytywnie, z uśmiechem, bez spiny. No bo przecież właśnie tak trzeba... Nie mogę się katować, nie wolno mi, bo potem znowu się rzucam na jedzenie. Nie chcę też zamęczać się ćwiczeniami. Będę je robić, jak będzie ochota, karnet na siłownię jest, na taniec od września już się zapisałam.

Żadnych twardych postanowień poza:
*ograniczeniem słodyczy do miminum
*ograniczeniem węgli
*jedzeniem jak największej ilości białka (mimo obrzydzenia do mięsa, ryb i serków wiejskich, mam nadzieję, że mi to minie z czasem ;))

Menu dzisiejsze:

Śniadanie (10:00):
- owsianka z 4 łyżek płatków owsianych górskich, kilku rodzynek i kiku orzechów ziemnych, jajka i mleka 2%
- kromka chleba żytniego z pasztetem sojowym i plastrem wędzonej piersi z kurczaka

Obiad (14:00):
- 4,5 małych kotlecików z kaszy gryczanej i twarogu, dwa ziemniaki, sałatka z ogórka z sosem czosnkowym

Kolacja (19:00):
- dwa jaja sadzone na łyżce oleju rzepakowego
- kabanos drobiowy
- pomidor

NIE LICZĘ KALORII, JEM NA OKO! - jako kolejna zasada.

To ma być zmiana nawyków, a nie ciężka harówka.