Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
BACK ON TRACK


Prawie rok temu, na początku grudnia 2012, osiągnęłam swoją wymarzoną wagę. W dużej mierze dzięki dyscyplinie w bieganiu oraz dzięki dyscyplinie kalorii w odżywianiu. W pewnym momencie zaczęłam jeść słodycze, głównie ciasta, które były dostępne u nas w pracy i mimo, że nadal chudłam, zauważyłam bardzo dziwną gwałtowną zmianę, połączoną z faktem przyjmowania większej ilości cukru. Otóż dostałam okropnego łupieżu na głowie (właściwie wraca mi on od czasów dzieciństwa, ale wydwało się ,że jest już zaleczony, tymczasem powrócił ze zwielokrotnioną siłą), cały czas swędziała mnie głowa, nie mogłam się opanować, aby ulżyć sobie drapiąc, co wyglądało bardzo nieestetycznie i co przestałam wreszcie kontrolować.Wypryski ropne na twarzy zaostrzyły się. Do tego zrobiła mi się infekcja drożdżakowa na paznokciu u nogi, za którą początkowo winiłam moją pedicurzystkę. Ale potem wszystko stało się jasne i gdy zrobiłam sobie badanie w przychodni Vega Medica, okazało się, że mam przerost drożdżaka w organizmie. Aby się go pozbyć, miałam rozpocząć dietę przeciwgrzybiczą. Niestety przestraszyłam się, że nie dam rady. Bo miałam wykluczyć gluten, mleko i owoce oraz produkty fermentowane (sery, tofu, kiszonki sklepowe do których dodawany jest ocet) oraz alkohol. Przestawić się właściwie na kasze i warzywa oraz przyrządzone w domu chude mięso. Mimo, że wiedziałam od dawna, że powinnam była to zrobić, wtedy wydało mi się to zbyt trudne i zaczęłam saobotować swoje wysiłki. Nagle zaczęłam jeść więcej słodyczy, nie umiałam się kontrolować, zamiast jeść zdrowe rzeczy codziennie chodziłam do sklepu przy pracy i kupowałam bounty albo horalky, chyba chciałam sobie udowodnić, że na nic moje wysiłki , bo i tak stracę to na co cieżko zapracowałam, że nie zasługuję na to. Moje ciało było bardzo zgrabne, ale ten strach przed nieznanym chyba dawał sygnał mojemu umysłowi, że i tak mi się nie uda. Umysł nie był przygotowany po dosyć restrykcyjnej diecie, na jeszcze większe wyrzeczenie, tj rezygnacja z chleba, owoców i alkoholu. Moje ciało schudło, ale umysł nie przyjął tej wiadomości, jako realny stan rzeczy na który zasługuję.

Teraz zmieniło mi się podejście. Było mi bardzo trudno wrócić na właściwe tory, chciałam przestać wierzyć w tego całego drożdżaka oraz w moje niekontrolowane łaknienie węglowodanów, które zabijało moje poczucie pewności siebie, gdy sabotowałam swój sukces, pracując na porażkę. 
Teraz okazało się, że chcę być zarówno szczupła jak i zdrowa. Podjęłam to wyzwanie. Staram się codziennie motywować. Powoli dojrzewa we mnie przekonanie, że w moi przypadku rezygnacja z pewnych produktów spożywczych, jeśli chcę być zdrowa psychicznie, fizycznie i przestać zmagać się z tymi samymi objawami, z którymi zmagam się od jakiś 12 lat, że ta zmiana może być stałym elementem mojego życia. 
W naszym społeczeństwie jednak trochę to kosztuje rezygnacja z wyjścia na pizzę, czy lody, czy piwo. Jednak ceną jest moje zdrowie i moja przyszłość, którą chcę poświęcić na rozwój mnie samej, dla mojej rodziny i dla rodziny, którą chcę założyć. 
Zaczynam rozumieć, że życie wg swoich, innych zasad, zaprzestanie dryfowania z prądem, jest trudne, ale możliwe. I że ja chcę to wyzwanie podjąć. Że chcę korzystać z tej mądrości, która się przede mną otworzyła, świadoma pewnych poświeceń.
I że słowo poświęcenie nie oznacza utraty, tylko tak jak w wierze, dobrowolna rezygnacja, świadoma rezygnacja z czegoś szybkoprzyjemnego, z czegoś łatwiejszego dla wspaniałej nagrody, dla wspaniałych efektów w dwóch rodzajach: Jeden: to nagroda zwiazana z przyszłoscią, coś czego jeszcze nie mam, coś co dopiero zauważam, oraz Drugi rodzaj: nagroda natychmiastowa: szacunek do siebie samej i siła, którą dostaje w zamian, oraz wiara, dzięki której łatwiej realizować mi każdego dnia kolejne kilometry na mojej drodze.