Właśnie taki trudny czas mam za sobą. Od dwóch tygodni jem grzecznie i nie ciągnie mnie do złego. Tak sobie to tłumaczę, że czasem trzeba sobie pozwolić na całego, żeby później było łatwiej. Przez moment jadłam wszystko na co miałam ochotę. Waga ciut poszła w górę, ale teraz już jest dobrze, a ja mam znów dużo sił na dalszą drogę. Nawet mój R. mówi, że schudłam :)
Troszkę ćwiczę, ale to bardziej dla mojego kręgosłupka niż utraty wagi. Jeśli tylko czas pozwoli, zapiszę się na jogę. A to już w przyszłym tygodniu :)
Dziś w moim menu nie ma nic wymyślnego:
Śniadanie:
- cieniutka kromeczka chleba domowego,
- jajecznica z 2 jaj i cebuli na kropli oleju
II śniadanie:
- owoc (jeszcze nie wiem jaki)
Obiad:
- 150g piersi z kurczaka pokrojonej w kostkę i usmażonej na kropli oleju (zamarynowana wczoraj)
- dużo warzyw na patelni :)
Podwieczorek:
- sok warzywny z kartonu
Kolacja:
- ... jeszcze nie wiem :)
A w weekend zrobię sobie placuszki, takie jak widziałam u Karoliny :)
Jutro też dzień ważenia...
Pozdrawiam!
milenakol
4 września 2011, 22:54Ładna waga. Już niewiele Ci zostało do osiągnięcia celu. Życzę wytrwałości.
headvig
2 września 2011, 16:28uda Ci się, zobaczysz. a najlepszą motywacją są właśnie miłe słowa od ukochanej osoby :)