No i znów jakoś szaro za oknem. Dzisiejsze "powitanie słońca" nie pomogło...
Obiad przygotowany (uf, bo wczoraj poszłam z niczym do pracy, co jest dość ryzykowne - na szczęście zaspokoiłam się sałatką), pranie się kręci, poranna gimnastyka już za mną i w końcu mam chwilę na szperanie w internecie. Od kiedy zmienił się mój tryb pracy, właśnie te poranki są najfajniejsze. Cisza, kawa i ja :)
Wczoraj dla odmiany wyszłam z domu przed 8, a wróciłam po 20. Środa i piątek zapowiadają się podobnie. Niestety po powrocie nie mam już sił na ćwiczenia, a powinnam, chociażby ze względu na kręgosłupek, który wczoraj mocno dał o sobie znać.
Dość marudzenia!
Czytam sobie wasze pamiętniki i widzę, że jakiś zapał wakacyjny się pojawił. Niech mnie ktoś zarazi! :)
P.S.
R dokonał odczytu swojej wagi - nie była łaskawa. Nie życzę mu źle, ale będzie to dla niego znak, że nie można bezkarnie pić piwa i zagryzać paluszkami. Urlop się skończył i czas zabrać się do roboty. Będziemy się teraz wzajemnie wspierać :P
Miłego dnia.
violkalive
3 lipca 2012, 13:39no wlasnie te piwko-mojemu tez nie moge go wyperdwadowac;) a ciebie zarazam sila i motywacja na wakacje;)
Maritere
3 lipca 2012, 10:04oj, to odważna jesteś! ja jak kilka razy zaryzykowałam i nie wzięłam do pracy jedzenia albo nie zrobiłam wcześniej obiadu i wiedzałam ,ze po pracy będę musiała coś pichcić, to ZAWSZE polagłam na całej linii i kupowałam jakieś badziewiaste zarełko na mieście... udanego dnia, mimo braku słońca;)
1sweter
3 lipca 2012, 09:47hy hy.. a było włazić na wagę... ale chłopu to nie da się wytłumaczyć... a co do słońca... zaklinajmy... może się uda... :o)