Kiepsko u mnie ostatnio z motywacją. Kiedy sobie mówię, że poćwiczę, zawsze coś mi nagle wypada.
Np dzisiaj będą to odwiedziny rodziny. Co prawda zostaną tylko do jutra, ale jednak, pewnie będzie grill i brak czasu, żeby z domu wyjść. Pobiegać chyba muszę pójść teraz żeby kolejnego dnia nie przegapić. Ach, dlaczego wszyscy są przeciwko mnie
W każdym razie poranne zakupy już zrobione, pół miasta objechane rowerem więc też się liczy jako lekki poranny wysiłek. Zaraz wypiję kawę, pójdę się spocić i mogę przygotowywać jedzonko :)
Wagi nadal nie kupiłam, do tego też nie mogę się zmotywować, bo boje się co mi pokaże.
I w ogóle o co chodzi z lipcem, mogłabym przysiąc, że dopiero zaczynał się maj? Oj za szybko zbliża się sierpień a w sierpniu spotkanie ze znajomymi ze studiów, trzeba już będzie jakoś wyglądać. No nic, lecę działać :)
Miłego weekendu!
kawa.z.mlekiem
2 lipca 2016, 10:54Oj, to jednak motywację masz :) Takie spotkanie po latach może być super pretekstem do wyciśnięcia z siebie troszkę więcej. Trzymam kciuki :)
decembergirl
2 lipca 2016, 11:25szczególnie, że większość tych znajomych to osoby tak aktywne fizycznie, że ja przy nich wysiadam ;) Dzięki!