Zaczynam właśnie po raz milion setny a może pięćsetny.
Uświadomiłam sobie, oglądając metamorfozę jednej z vitalijek, że jak też mogłabym tak dużo lepiej wyglądać, gdybym w styczniu się tak nie zaniedbała. A dwa to wcale nie wyglądam już tak fajnie w obcisłej ołówkowej spódniczce jak nawet 2 tygodnie temu, czuję się opuchnięta i zmęczona, bo źle się odżywiam...
Więc dziś zaczęłam, może nie było idealnie ale myślę że dużo lepiej niż do tej pory. W planach było bieganie. Kupiłam nawet specjalnie czapkę, ale że padało to skończyło się na treningu ze styczniowego Women's Health.
Koniec wymówek, nie ma czasu o sesja. Skoro mogę tracić czas to najlepiej na ćwiczenia.
Choruję na kurtkę z Housa. poszłam po prezent dla mojego M. I zobaczyłam ją. Ale nie wiem czy jest sens kupować następną kurtkę. Problemy 1. świata...
Jeśli od TERAZ się postaram to do LATA dam radę :)
angelisia69
2 lutego 2016, 07:32oj kurtek nigdy za wiele :P zawsze na cos sie przyda.A co do zaczynania,to mam nadzieje ze juz konkret!!!
ziarnista
1 lutego 2016, 21:52Od teraz do lata to dwa razy zdążysz :)
garfildus
1 lutego 2016, 21:46Trzymam kciuki!