Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
A dzis świeci słońce


Powolutku idzie ale najwżniejsze że w dół.
Od 2 dni na tle błekitnego nieba nie zobaczyłam ani chmurki, aż żyć się chce. Polowli moja głowa sie przełamuje i myśli o zastosowanu jakichś kar cielesnych, czyli wysiłku fizycznego. Spadło mi juz z 6 kilo i trzeba by mięśnie troche ruszyć, bo niestety w tym wieku nie ma co liczyc na to że skóra się wstąpi sama. Trzeba by przeprosić stary, dobry orbitrek oraz wytrzec z kurzu atlas i wziąć się do roboty. Najgorzej jest zacząć. Jak juz człowiek tak się zmęczy to dostaje takiego kopa, że nie może się doczekać następnego treningu. Jedyne co mnie denerwuje to robienie brzuszków. NIENAWIDZE ICH, a sa tak bardzo potrzebne (szczególnie po 3 olbrzymich ciążach). Zastanawiam się nad wykupieniem abonamenty fitness, bo dawno nie urozmaicałam swoich ćwiczeń i są juz nudne i robię je bez przekonania bllleeeeee.
Jeśli chodzi o dietę to już się przyzwyczaiłam, smakuje mi i służy bardziej niz te ciężkie żarcie, które do tej pory jadłam (obym nie zmieniła zdania).