Znowu czerwony. Chociaż tym razem napawa mnie optymizmem, bo spodziewałam się wagi wyższej niż tydzień temu. No i zabrakło mi tylko 0.1 kg. Gdybym wiedziała wczoraj wieczorem jak blisko jestem zielonego paska to może nie obżarłabym się wieczorem sałatką owocową i pistacjami.... Może. Z drugiej strony miałam taką ochotę na czekoladę, że jest niemałym sukcesem, że nie zjadłam ani kawałka. A dziś, wobec spektakularnych efektów odchudzania będę się zastanawiać czy warto to zaprzepaszczać.
A właśnie, w temacie spektakularnych efektów: schudłam w ..... no, kto zgadnie? W SZYI moi mili. A wolałabym w bicepsie tak zwanym, choć u mnie nieobecnym.
Dokonałam wczoraj skomplikowanych obliczeń i wyszło mi, że chudnę jakieś 0,7 na tydzień, czyli nie jest źle. To co prawda oznacza, że przestane wyglądać jak wieloryb dopiero w sierpniu, ale lepiej późno niż wcale. No i może jak wolniej to skuteczniej....