Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Muszę schudnąć. Dla mojego biodra, żeby nie odmówiło posłuszeństwa zbyt szybko, dla serca z tego samego powodu, dla męża, żeby... no wiecie...., dla rodziców, żeby udowodnić im że się da i zaświecić przykładem (jak słońce co najmniej), dla syna, żeby miał mamę the best, dla własnej szafy, żeby ciuchy nie leżały i nie czekały aż kiedyś schudnę. Dla siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9521
Komentarzy: 47
Założony: 23 grudnia 2010
Ostatni wpis: 23 marca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
dragonka75

kobieta, 49 lat, Ochodze

162 cm, 72.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 marca 2016 , Komentarze (1)

Tym razem wyjazd w celu uprawiania kariery artystycznej przyniósł bardzo pozytywne efekty dietowe i wróciłam do najniższej zanotowanej w tym roku wagi. Pewnie dlatego, że wszystko było perfekcyjnie zaplanowane. i wszystko w  biegu ;-).

Do oficjalnego ważenia zostało mi jeszcze dwa dni i mam nadzieję, że znowu będzie niżej. Niebardzo to moje chudnięcie pasuje do teoretycznego planu 0,7kg tygodniowo, ale idzie więc nie będę marudzić. Nie będę zabójczo piękna i chuda ani w maju, ani w październiku, kiedy to chciałabym taka być szczególnie. Ale będę chudsza. I w maju może będzie to już zauważalne. A jak się wreszcie zrobi wiosna to częściej będą rolki i tym podobne atrakcje, więc może i waga ruszy szybciej. I za to proszę razem ze mną trzymać kciuki miłe Panie

22 marca 2016 , Komentarze (1)

Trwa zrzucanie skutków służbowego obżarstwa. Muszę się spieszyć bo już za chwilę Święta i znowu będą skutki do zrzucania ;-)

Jestem na diecie 2,5 miesiąca i nadal nie potrafię wyczuć wielkości porcji. Wiem, że generalnie jadłam za dużo mięsa i wędlin. I żółtego sera. Ale pozostałe proporcje są dla mnie nadal zagadką. Jak patrzę na swój niedzielny obiad to wydaje mi się, że jest olbrzymi. a mieści się w ograniczonym bilansie kalorycznym. Nie wiem jak mam się tego nauczyć. Macie jakieś mądre rady? Przypomnę, że jestem na SD i póki co proporcje wymyśla dla mnie algorytm.

16 marca 2016 , Komentarze (2)

Mimo najszczerszych chęci wyjazd do Wa-wy okazał się dietetyczna porażką. Pod koniec trasy zagapiłam się i minęliśmy wybrana knajpkę. Skończyło się jedzeniem obiadu w fastfoodzie (nigdy więcej). Potem na trybunach, w wirze zawodów udało mi się zjeść jogurcik z owocami, ale na kolacje po prostu brakło czasu. Żeby nie było nudno i przewidywalnie do domu wracałam trochę pociągiem a trochę autem ze znajomym (konieczność wyższa tak zwana). w domu byłam o 1:00 w nocy a moi panowie dojechali godzinę później. Byłam zmęczona, wściekle głodna, niespokojna, czy bezpiecznie dojadą.... kolację zjadłam o 2:30. Malutką. Całości nieszczęścia dopełnił obiad u Teściowej zamiast śniadania. Potem przypętała się @. W sumie to cud, że przy kolejnym oficjalnym ważeniu waga pokazała niezmiennie 75,0. Następnego dnia, czyli w ostatnią sobotę odnotowałam po raz pierwszy 74,6. radość trwała krótko, bo wieczorem mieliśmy imprezę urodzinową. Ale nie jest źle, dziś rano ponownie było 74,6.

I byłoby prawie extra gdyby nie to, że jutro znowu jadę do Wa-wy żeby uprawiać wieczorne obżarstwo za służbową kasę.

4 marca 2016 , Skomentuj

No i się nieudawszy. Coś kiepsko te kciuki były trzymane ;-).

Do celu zostało mi okrągłe 20.

3 marca 2016 , Komentarze (2)

Tyle było w ostatnia sobotę. Potem oczywiście waga odbiła i dziś, hurra, znowu mam okrągłe 75. Jutro oficjalne ważenie i mam nadzieję, że zobaczę przynajmniej 74,9. Trzymajcie kciuki. Zmiana cyferki jednak cieszy, nawet jeśli oznacza spadek tylko o 0,1kg.

Chodzę ostatnio głodna. Koszmar. 

W sobotę czeka mnie wyjazd do Wa-wy a dokładniej do Zielonki celem kibicowania dziecku. Zmieniłam już jadłospis na taki, który da się zapakować i podjadać na trybunach. Tylko obiad trzeba będzie zjeść w jakimś lokalu. Któraś z Was wybiera się może do Zielonki w czasie weekendu?

12 lutego 2016 , Komentarze (2)

Bardzo powoli to idzie, ale i tak jestem zadowolona.

Ubrałam wczoraj spodnie, które ostatni raz miałam na sobie na przełomie listopada i grudnia. I jakoś tak luźno mi w nich było. Koszula mi z nich wyłaziła bez problemu, dobrze, że miałam szelki, bo bałabym się, że mi spadną. W sumie to dziwne bo nie schudłam na tyle dużo, by była taka różnica. Może one od początku były luźniejsze? Chociaż na pewno nie aż tak. Jutro będę się mierzyć.

I jeszcze: my vs ryż brązowy 1:4. Tym razem mąż gotował :-)

4 lutego 2016 , Skomentuj

Były sobie pączki trzy, pączki trzy, pączki trzy... Teraz są dwa. Leżą na biurku i czekają. Nie mam ochoty ich zjeść, już nawet ich zapach mi nie przeszkadza i nie osłabia woli. I to jest piękne. Nauczka z ciastkami nie poszła w las ;-)

Dzisiaj waga wróciła do wskazania 76,3. Fajnie, bo wczoraj wyświetlała zdecydowanie za dużo siódemek. Ale przyszła @, co oznacza, że przez kolejny tydzień powinno być tylko w dół. O.

2 lutego 2016 , Komentarze (2)

Kupiłam wczoraj ciastka. I kilka zjadłam. To był bardzo głupi pomysł. Wieczorem w trakcie ćwiczeń dopadły mnie wyrzuty sumienia i postanowiłam, że policzę ile kalorii wciągnęłam w tych kilku ciastkach i na kolację zjem tylko tyle, żeby dobić do planowanej kaloryczności na dany dzień. Trzy razy to liczyłam. Na kalkulatorze, na kartce, na palcach. Za każdym razem okazywało się, że tych kilka ciastek załatwiło mi niemal całą kolację. Zostało mi 100 kcal. Dobrze, że chociaż tyle, bo po ćwiczeniach byłam GŁODNA!!!! 

Nieprędko kupię jakieś ciastka....

29 stycznia 2016 , Komentarze (6)

O wadze nadal nie rozmawiamy.

Nawiązując do wczorajszych klimatów kulinarnych: dieta Vitalii zmusiła mnie do konfrontacji z brązowym ryżem. Póki co wynik 3:1 dla ryżu, czyli na 4 próby tylko raz udało mi się go ugotować do wersji jadalnej. Ostatnio gotowałam bydlaka godzinę a on nadal był półsurowy. Co to za wynalazek jakiś, którego nie da się ugotować? A muszę wygrać, jeśli chcę robić za jednym zamachem obiady dla całej rodziny.

Zrobiłam sobie ostatnio zakupy mazidłowe. Zrobiłam je pod szyldem, że kupuję dobre mazidło dla dziecka, które ma baaardzo suchą skórę na nogach, bo na siebie bym tyle kasy nie wydała. Ale oczywiście w mazidłach było coś dla mnie. Niejedno coś ;-). Ale skupmy się na jednym. Wcześniej oczywiście sprawdziłam na Wizażu opinie o mazidle i znalazłam, że długo się wchłania (ok, miałam już takie, co się szybko wchłaniały, tak szybko, że moja skóra nawet nie zauważyła, że tam były) i że po 24 godzinach od aplikacji skóra nadal jest ładna i nie da się po niej pisać (nie no żarty, takiego wynalazku nie ma i już). Kupiłam, nałożyłam, minęło 24 godziny. I ta-dam!!!! Nie da się pisać pazurem po skórze! Cud jakiś! 

I jeszcze scenka rodzajowa:

Tuż po tym jak się nasmarowałam, do łazienki wchodzi dziecko:

- Czemu jeszcze nie śpisz Potworze Mały? - zapytałam uprzejmie.

- Obrzydliwie pachniesz. - odpowiedziało dając mi buziaka.

28 stycznia 2016 , Komentarze (2)

Wczorajszy jadłospis przewidywał soczewicę. Jadłam ją pierwszy raz w życiu i nie wzbudziła mojej sympatii. Ponadto kojarzy mi się z Obelixem. I pieczonym dzikiem (albo dwoma). Moje dziecko zapytane, czy chce spróbować, najpierw popatrzyło mi uważnie w oczy a potem rzekło 'raczej nie'. Taaa. Soczewica ma czas do końca opakowania na zdobycie mojego uznania. To całkiem długi czas.

Na wagę spuśćmy zasłonę milczenia. Robię się wredna, więc może @ idzie?