Chudnę tylko w weekendy. I już. Nie ma to żadnego sensu, ale z faktami się nie dyskutuje. Od poniedziałku, co rano widzę na wadze o 100g więcej. Przestrzegam diety. Tyle że nie ćwiczę, bo dopadł mnie jakiś wirus. No nic, byle do soboty.
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 9537 |
Komentarzy: | 47 |
Założony: | 23 grudnia 2010 |
Ostatni wpis: | 23 marca 2016 |
kobieta, 49 lat, Ochodze
162 cm, 72.80 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Historia wagi
Chudnę tylko w weekendy. I już. Nie ma to żadnego sensu, ale z faktami się nie dyskutuje. Od poniedziałku, co rano widzę na wadze o 100g więcej. Przestrzegam diety. Tyle że nie ćwiczę, bo dopadł mnie jakiś wirus. No nic, byle do soboty.
I taki wynik to ja rozumiem :). Co prawda widziałam w niedzielę 75,8, ale spałam do 9:00 i potrafię uwierzyć, że te trzy godziny maja znaczenie. No i wczoraj byliśmy u Teściowej na obiedzie, a to, jak wiadomo, szkodzi ;-)
Już nawet pisać mi się nie chce. Z czego są te wzrosty???
Ehhh, zobaczymy w sobotę podczas mierzenia. Może centymetr będzie łaskawszy niż waga.
Codziennie wieczorem na wadze widzę o 0,1 mniej niż dnia poprzedniego. codziennie rano na wadze widzę 76,6. Jak tak dalej pójdzie to będę przybierać na wadze przez sen :-/
Mam problem z godziną ostatniego posiłku. Przez większość tygodnia wracam do domu o takiej godzinie, że musiałabym albo nie jeść kolacji albo iść spać po 24:00 co jest niewykonalne/zabójcze. A gdybym chciała kolację jeść wcześniej, to musiałabym ją jeść w aucie na czerwonych światłach.
Z ćwiczeniami z planu treningowego też mam problem. W sumie ten sam, co z kolacjami. Wracam do domu głodna, jem kolację, ćwiczyć powinnam najwcześniej po godzinie, ale po tej godzinie jest już tak późno, że godzina ćwiczeń jest nie do przejścia. Muszę coś poprzekładać w planie dnia. Tylko jak? Jakieś pomysły?
Bardzo miła była dla mnie dzisiaj waga. Mimo tego, ze wczoraj nie byłam w stanie zrobić całego planu ćwiczeń - moje kolano odmówiło współpracy. Jednak truchtanie po domu z całą masą zakrętów nie służy mu. Ale na dworze było tak paskudnie, że mowy nie było, żeby wyjść pobiegać. Czekam na moment, kiedy będę mogła wstawić sobie rowerek stacjonarny.
Już zapomniałam, że kiedyś pisałam tu pamiętnik. Ale niech będzie, zawsze to jakieś miejsce gdzie mogę sobie pokrzyczeć, że jestem głodna.
Poprzednio na sile błonnika zrzuciłam parę kilo i wyglądałam naprawdę nieźle, chociaż celu nie osiągnęłam. Potem brakło mi cierpliwości do diety, do zakupów z komórką, do ślęczenia przed kompem, żeby ustalić jadłospis na kolejny tydzień, do monotonii, do wszystkiego. Efekt: w parę lat wróciłam, a chyba nawet pobiłam wagę wyjściową. i znowu uświadomiłam sobie, że po pierwsze nie mogę na siebie patrzeć, po drugie nie kupuję nowych ciuchów bo na wieloryba niewarto, po trzecie sama nie dam rady. Pod choinkę zrobiłam sobie z MŻ prezent: wykupiłam dietę - poprzednio schudliśmy oboje.
Jestem już dwa tygodnie na diecie. Skok jakościowy Vitalia zrobiła ogromny przez te kilka lat. jestem pod wrażeniem. Przez dwa tygodnie jadłam smacznie i nie byłam głodna. Nawet Młody (niejadek z przekonania) podejmuje próby jedzenia tego co rodzice. Głód przyszedł wczoraj. Masakra. Ale dam radę :)