Muszę schudnąć. Dla mojego biodra, żeby nie odmówiło posłuszeństwa zbyt szybko, dla serca z tego samego powodu, dla męża, żeby... no wiecie...., dla rodziców, żeby udowodnić im że się da i zaświecić przykładem (jak słońce co najmniej), dla syna, żeby miał mamę the best, dla własnej szafy, żeby ciuchy nie leżały i nie czekały aż kiedyś schudnę. Dla siebie.
O! I w ten sposób mam 7 kg za sobą. Łatwo nie było. Szczególnie ciężko też nie.Mam za sobą około 0.3drogi, ale do nowej mnie jeszcze daleko, jeszcze mam problemy na imprezach, jeszcze jedzenie jest przyjemnościa i lekiem na całe zło. Jeszcze daleko.
Pierwszy raz w tym roku pojechałam na rower i spaliłam całe 657kcal. Co razem daje 3562 kcal
Odchudzanie jest stresujące. Na miesiąc odchudzania przez dwa tygodnie chudnę, spokojnie i bez szaleństw, a przez kolejne dwa moja waga pokazuje rogi. Ma ich cztery, więc kombinacji jest trochę. I nie jest to żaden mój słaby charakter, żadne odstępstwo od diety, czy cokolwiek tam sobie wymyślicie. To jest fizjologia, zwyczajna, wulgarna wręcz fizjologia. I ta moja fizjologia doprowadza mnie do szału. Mam ją ochotę kopnąć w d....
Dobiją mnie te tygodnie zastoju. Wczoraj byłam grzeczna, więc skąd ten wzrost???? a jutro to chyba zbojkotuje wagę, bo.... byłam dziś na basenie ale potem u rodziców, a to jak wiadomo szkodzi. i to bardzo. Ale krupniczek był fantastyczny.
Basenowo 360 kcal (700m, bo przyszła straż pożarna) razem:
Zgłosiłam się wczoraj do Milionerów Mulionerek. w odwecie dostałam oficjalne zaproszenie od joli. Jak mniemam nieco sarkastyczne ;-). Ale ja tu nie o tym. Po wpisie w watku spalającym gwałtownie wzrosła ilość odwiedzin mojego pamiętnika. No nie całkiem o to mi chodziło, szczególnie, że nie ma tu co czytać.... Ale z drugiej strony byłam ciekawa jak działa ten mechanizm. Szczególnie kiedy widzę pierwszy wpis w jakimś pamiętniku skomentowany przez kilkanaście osób. To już wiem jak. Ponieważ to zapewne nie koniec sprawdzania tożsamości nowej spalaczki, wiec oficjalnie:
Panie (i Panowie) Mulionerki, chylę czoła przed Wami i będę próbować tuptać Waszym śladem.
Poczytałam sobie wątek mulionerek i ..... zainspirowały mnie. Też tak chcę. I chciałabym do nich dołączyć. Na dobry początek zaniosę im dzisiejsze 475 kcal zrobionych na Pomp it up. A sobie zaraz podsumuję wysiłki dodatkowe i będę robiła tu własny bilans.
Znowu czerwony. Chociaż tym razem napawa mnie optymizmem, bo spodziewałam się wagi wyższej niż tydzień temu. No i zabrakło mi tylko 0.1 kg. Gdybym wiedziała wczoraj wieczorem jak blisko jestem zielonego paska to może nie obżarłabym się wieczorem sałatką owocową i pistacjami.... Może. Z drugiej strony miałam taką ochotę na czekoladę, że jest niemałym sukcesem, że nie zjadłam ani kawałka. A dziś, wobec spektakularnych efektów odchudzania będę się zastanawiać czy warto to zaprzepaszczać. A właśnie, w temacie spektakularnych efektów: schudłam w ..... no, kto zgadnie? W SZYI moi mili. A wolałabym w bicepsie tak zwanym, choć u mnie nieobecnym. Dokonałam wczoraj skomplikowanych obliczeń i wyszło mi, że chudnę jakieś 0,7 na tydzień, czyli nie jest źle. To co prawda oznacza, że przestane wyglądać jak wieloryb dopiero w sierpniu, ale lepiej późno niż wcale. No i może jak wolniej to skuteczniej....
Taka sobie ciekawostka: 17.01.2011 odnotowałam koniec spadków wagowych i nawet pewne wzrosty. I właśnie mamy powtórkę z rozrywki. Trochę na własne życzenie, ale może jest w tym coś więcej? Po fantastycznych spadkach, waga skoczyła o pół kilo w górę i ani myśli spadać. w styczniu było tak samo. Jak sobie pomyślę, że będzie to trwać dwa tygodnie to robi mi się słabo. To zawsze był ten moment, kiedy rzucałam dietę. Teraz niby rozumiem mechanizm, ale niewiele mi to pomaga. Mam ochotę na coś dobrego, słodkiego.... czekoladę na gorąco, albo jakieś takie w tym guście... nie wiem jak mam wytrwać.
Basen codziennie (oprócz dzisiaj) przynosi najwyraźniej efekty. Dziś jak weszłam na wagę to aż gwizdnęłam z podziwu. Teoretyczne mam zaliczony plan na piątek. Teoretyczne, bo mam świadomość, że za tak gwałtowny spadek mogę zapłacić zastojem, albo co gorsza wzrostem wagi. Już raz tak było. Ale póki co, przez najbliższe trzy dni jeszcze będę mogła przepływać swój kilometr, potem 4 dni przerwy i znowu tydzień pływania. Jak to pójdzie tak dobrze jak teraz to na wakacje będę nowa ja :). Jak ja za tym tęsknię.....