moj zryw odchudzeniowy w styczniu trwal dokladnie tydzien, i po pieknym spadku do 72 kg z ogonem, waga stopniowo wracala do normy, tzn. 75 kg. W tym czasie ja sie siedzialam na dupsku, obzerajac sie slodyczami, lodami, jedzeniem na wynos, bo mialam 'zachciewajki'. W pracy panowal ogromny stres, i kazdy poranek zaczynalam zdrowym sniadaniem, obiecywaniem sobie, ze dzis juz na pewno pocwicze i nie zjem NIC niezdrowego, aby ok. 16 rzucic sie na cos z cukrem (pracuje do 17:30-18:00). Niewazne czy byly to zelki, drozdzoweczka, kawalek ciasta, czy batonik, zawsze konczylo sie tak samo- ogromnym poczuciem winy, jeszcze wiekszym stresem, ze zre, a jak wracalam do domu, to wychodzilam z zalozenia, ze dzien jest juz i tak zmarnowany, wiec czemu by nie zaszalec z chinskim na wynos, lampka wina dla relaksu, frytkami i sosem do obiadu (jesli juz gotowalam). Nie mialam energii na nic, wiecznie bylo mi zle, zmarnowalam kupe kasy. Potem przyszly ferie i wyjazd na narty, i tez spbie folgowalam, bo przeciez wakacje. Alkohol pojawial sie codziennie, tak samo jak i jedzenie w knajpach, a waga rosla. Dziwie sie, ze nie waze 80 kg w tej chwili. Wrocilam z urlopu, ale kiedy juz nie moglan dopiac spodni, powiedzialam 'dosc'. Wyciagnelam zakurzone juz na tym etapie ciezarki, wykopalam dresy z samego dna kosza do prania (kisily sie tam, bo przeciez mialam wymowke aby nie cwiczyc- byly brudne), i zaczelam znowu od poniedzialku. Cwiczeniowo uczciwie przepracowalam caly tydzien, zrobilam pewnie z tysiac przysiadow z 8 kg w tym tygodniu, setki burpees i mase innych wyczerpujacych cwiczen. Robilam seriami, po ktorych nie moglam zejsc po schodach przez kolejne kilka godzin, bo taka czulam miekkosc, ale byli piec mocnych treningow. Z jedzeniem zbyt mocno nie grzeszylam, chleba nie tknelam, ale wegle byly, bialka moglam pewnie jesc wiecej, a w pracy wpadlo jakies 10 zelkow przez caly tydzien. Wazenie jutro rano i licze na spadek. Jestem na drugim dniu @, wiec chyba ten skok, ktory zawsze mi sie zdarza 'przed' powinien zejsc. Odezwe sie jutro, weekendy sa niebezpieczne bo najlatwiej zgrzeszyc! (mam tu na mysli jedzonko i alkohol oczywiscie ;).
Massie24
7 marca 2015, 13:17Oby powrót na stałe. Powodzenia! :D