Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
dzień 7 jednak jeszcze proteinowy.


Dzisiaj dzień rozpoczełam pobudką o godz 05:40 i wraz z córką i mężem na kurnik(rodzinny interes hodowla drobiu i co za tym idzie jajka-ktoś niestety musi to zbierać hehe)więc o 06:00 wyjście z domu ja bym tam pospala ale córa to za tata w ogień by poszła wiec  zaraz na równe nogi z łóżka wyskoczyła i niestety nie było zmiłuj się hehe ,tak więc od godz07:00 sortowanie jajek gdzieś do ok 13:00 z przerwa godzinną na przejażdzke na plac zabaw zeby mała sie rozerwała no i mała przerwa na śniadanie.Popołudnie już troche luźniejsze a w drodze do domku jak zwykle(dobra jestem "jak zwykle"a to dopiero 3 raz)ja biegiem ,córka swoim pojazdem cztero kołowym na akum i mąż swoim autem wiec my tak gęsiego i każdy jakies swoje zajęcie hehe ja za to prowadziłam cały konwój, śmiesznie to wyglądało,cały dzień razem -bardzo dawno tak nie spędziliśmy dnia.Moje dzisiejsze menu:
kefirek z rana,serek wiejski
filet z kurczaka gotowany i polany jog.naturalnym z czosnkiem,kolacja mięso mielone(indyk) z cebulka i białkiem plus do tego otręby najpierw dałam w rękaw ale potem jednak przełożyłam na patyczki do szaszłyków musze przyznać ze całkiem dobre nawet sie nie spodziewałam napewno będą u mnie gościć częściej skojażyło mi sie z mięskiem do hamburgera.no i woda  aha zapomniałam o capuczino mrożonej i tu chyba poleglam bo nie powinnam jej pić mój błąd nie doczytałam etykietek niestety był cukier ten produkt z biedronki był a myslałam ze to to samo co w aldiku.I oczywiście woda ale chyba mniej wyszło niż 1,5 l i cóż dzisiaj waga wzrosła nie wiem czy coś zrobiłam nie tak czy to efekt braku dłuższych posiedzeń w Wc od 3 dni 0.