Ale ponuro dzisiaj.Trzeba było poprawić sobie nastrój. Chłopy moje pojechały do Stolycy więc obiad miałam z głowy. Zrobiłam sobie krewetki wg przepisu znajomego, duszone w sosie słodko - kwasnym. Uwielbiam krewetki ale chłopy nie jedzą takiego "świństwa". Dietetyczne to raczej nie było za to niebo w gębie.... I do tego trochę białego wina, bo i tak otworzyłam do sosu.
Teraz dopadło mnie lenistwo, a na biurku leży stos dokumentów i kurz.
Jutro pójdę pokijkować w towarzystwie suni, może uda mi się wstać skoro świt. W poniedziałek znowu w delegację i na stołówkową dietę. Dobrze, że tylko 2 dni.
jbklima
10 listopada 2012, 12:04pozdrawiam po przerwie..jedzenie poza domem nie zawsze jest ok....ja teraz dużo z tego korzystam i nie jestem zadowolona, muszę się lepiej zorganizować