Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Pamiętnik jeszcze raz


Nie jest to mój pierwszy pamiętnik, ale poprzedni skasowałam. Na dietach (różnych) jestem od 1 stycznia 2010. Wiele sukcesów i porażek, mądrych i nieodpowiedzialnych diet, nauczyło mnie, że najważniejsza jest dyscyplina :) Nic odkrywczego, ale działa!

 

Moje przygody z dietami opiszę w kolejnych postach. Tym razem do zrzucenia moich zbędnych kilogramów podeszłam rozsądnie i tego zamierzam się trzymać, kontynuując moją dietę, a następnie dokumentując stabilizację tutaj.

 

Tym razem zaczęłam mój program 29 maja (wcześniej przygotowanie do diety - 1 tydzień, oraz pierszy tydzień diety, od 29 maja, taki "wprowadzajacy"). Metody - liczę kalorie i jem zdrowo, staram się także wprowadzać sporo ruchu, ale nie za wszelką cenę, wtedy, gdy pozostałe obowiązki mogą mi na to pozwolić. Generalnie staram się, by dieta nie była dla mnie uciążliwa, a przyjemna. Wiem, że zmuszając się do źle dopasowanej diety długo nie pociągnę :)

 

W tygodniu przygotowawczym starałam się wyeliminować wieczorne objadanie i podjadanie między posiłkami. Zmiejszyłam porcje obiadowe. Waga nie spadała, ale też nie rosła (zaczynałam, aż strach się przyznać, z 58  kg - moje życiowe maksimum). W następnym tygodniu, od 29 maja, wyznaczylam sobie limit kaloryczny 1400-1500 kcal (a jeśli jeździłam tego dnia na rowerze - 12km - pozwalałam sobie na 1700-1800 kcal). Zaczęłam też komponować zdrowsze posiłki. Waga zaczęła odrobinę spadać, myślę, że te 2 tygodnie doprowadziły mnie do 56.5 kg). Gdy organizm się przyzwyczaił, zmniejszałam porcje - 1200/1300 kcal, obecnie nawet 1000-1200 kcal. Obecnie nierzadko muszę dojadać "na siłę" do tego 1000 kcal, ale staram się to robić. Nie można ciągnąć długotrwałej diety nie dostarczając organizmowi przynajmniej tego 1000 kcal, bo odbije się to na zdrowiu. No i nie popadam w przesadę, dostosowuję porcje do zapotrzebowania :) 1200 kcal to też nie zbrodnia.

Po tych 2 tygodniach ważę 55 (albo 55.3) kg. Dla mnie jest to spory spadek, ponieważ mam niskie BMI (w sumie każdy kilogram różnicy widać). Kontynuuję sobie dietę z zamiarem osiągnięcia 52/53 kg - wtedy rozpocznę stabilizację.

 

Moje doświadczenia, jak już wspomniałam wcześniej, opiszę niedługo, ale chciałabym tutaj podzielić się z Wami tym, co najbardziej mi pomoga w diecie tym razem:

1) wiedza na temat żywienia. Przeczytałam bardzo wiele i zamierzam tej wiedzy użyć :)

2) wprowadzenie do diety i cierpliwość. Mój organizm miał czas na przyzwyczajenie i teraz znosi dietę bardzo dobrze. Bez okrazu przejściowego przychodził głód, zazwyczaj 3.go dnia i wtedy pojawiały się problemy.

3) nastawienie. Nie traktuję diety jak kary z nadzieją że zacznę "normalnie" jeść gdy tylko się skończy. Mam ochotę na czekoladę, lody czy ciastko - jem, ale z głową.

4) waga kuchenna - idealna do dokładnych pomiarów, bez stwierdzania "na oko" ile zjadłam. Pomaga w utrzymaniu dyscypliny.

5) Wasze pamiętniki. Czytam je codziennie, żeby nie zapomnieć po co tu jestem :)

 

Pozdrawiam :)

  • nibylaska

    nibylaska

    14 czerwca 2011, 23:37

    Bardzo rozsądne podejście. Jestem na innej diecie, bo w sumie dietkę też trzeba dobrać do siebie, by można było w niej wytrwać. Nie mniej jednak zdaję sobie sprawę, że jedzenie wszystkiego z umiarem (licząc skrupulatnie kalorie) JEST raczej optymalne... toteż będę Ci kibicować :) Sama idąc tym torem poniosłam klęskę ;) ale widząc Twoje nastawienie - sukces murowany! Tak że powodzenia :)