Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
[43.] SPOTKANIA (Z NUDZIARZEM) WEIDEREM

Postanowiłam (od wczoraj) wrócić do codziennych spotkań z Weiderem. Mimo, że gościu mnie nudzi, ale czego się nie robi dla swojego brzusia. Wkoło wciąż słyszę jaki jest świetny i jakie efekty tych randek są na przyszłość...

Osobiście nie mam wyrobionego zdania w tym temacie, bo nigdy nie wytrwałam do końca. Wymiękałam (po prostu) przez monotematyczność tych ćwiczeń, gdzieś przy czwartym, piątym dniu, czyli praktycznie na starcie. Myślę, że spotkania z Weiderem nie przemienią się w wielką (niedozgonną)  miłości, ale być może "kaloryferek" (wiem, przeginam. Na takie efekty nie mogę się nastawiać.) pozostanie...

Moja twarz nadal pozostaje prawostronnie spuchnięta...czas odmierzam Dalacinem. Ból jest do zniesienia (ba, wmawiam sobie, że go nie ma, bo jak mawiał mój trener ból to fikcja). Nie jest źle, jest nawet (w miarę) dobrze.

Dobra, schodzę na poziom podłogi pobaraszkować z Weiderem. Miłego dnia wszystkim czytającym (i nie czytającym) moje bredzenie życzę :)
  • Cailina

    Cailina

    14 sierpnia 2011, 10:47

    ostanio wszystkie powracaja do Weidera...moze i ja sie skusze;-).