Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
[49.] PONAD NORMĘ

Dzisiaj ćwiczyłam dłużej niż zgodnie z planem długoterminowym założyłam, więc zamiast półgodziny była jakaś godzina. Wpierw Pilates, a potem takie ćwiczenia umieszczane w kolorowej prasie mające kłaść nacisk na różne partie ciała (mam tego sporo w swych zbiorach ;)). W sumie przyda mi się ten zwiększony pakiet skoro popełniłam grzech spożywczy i wchłonęłam cztery kostki...ptasiego mleczka.

Oczywiście, szóstka Weidera też została wykonana...to już ósmy dzień z nim (nimi ;)). Zaczynam być z siebie dumna. Dopóki nie spojrzę w lustro, ewentualnie przez obiektyw aparatu na moje ciało. Moja zmora to wystający brzuszek, który za cholerę (sorki, za słowo) nie chce zniknąć. Wszak kara za brak pohamowania musi być...niestety.




a z przodu: 




Ciekawe, kiedy zobaczę te niesamowite efekty Weidera, bo mym skromnym zdaniem jakoś ich nie widać. Możliwe, że jestem zbyt niecierpliwa...

Jedyne pocieszenie to, to że moja waga znowu zjechała o 0,5 kg (jestem pewna, że to na skutek ćwiczeń). Niestety póki co paska zmienić nie mogę...a piątka oddala się w stronę zachodzącego słońca. Aż mam ochotę na siarczyste przekleństwo.