Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
[60.] ZNAM JUŻ SMOKA

Poznałam smoka przez, którego mój apetyt rozbuchał się na całego, a imię jego "miesiączka". Dziś chwycił mnie z całych sił za podbrzusze, aż zgięłam się w pół. Z plecaka wyjęłam różowy miecz i uderzyłam w źródło bólu...tylko syknął i czmychnął nie wiadomo gdzie, ale wróci, to pewne.

Nie skakałam dzisiaj. Miałam napisać jakieś gładkie usprawiedliwienie. Tyle, że po krótkim zastanowieniu doszłam do wniosku, że nie ma powodu się tłumaczyć. Poza tym nie zrezygnowałam całkowicie z aktywności fizycznej (nie polegającej li tylko na wyjściu do toalety, tudzież łazienki, bądź kuchni, aby zaopatrzyć się w żarełko). Ćwiczyłam najbardziej oporne i leniwe mięśnie, czyli brzuszek. Oczywiście, nie poprzestałam tylko na nim, ale głównie to on zaprzątał w tym dniu moją uwagę. 

Liczbowo przedstawia się to tak:
- dzień 19 - a6w
- 120 minutowy pakiet ćwiczeń (jak wcześniej pisałam z głównym naciskiem na ogromne, wręcz przeogromne brzuszysko. W piątek wkleję fotki, to...hmm, lepiej nie pisać. Chociaż w sumie nikt mi nie powie, żem nie ostrzegała, ha!).

Acha, żeby nie wyszło, że jestem niekoleżeńska to podam nazwę mojego czarnego potwora zwie się Domova. Zakupiłam go w Auchen, ale nie ręczę żadną częścią ciała za to, iż jego współbratymcy nadal zasiadają na metalowych półkach, ale...i tak, ważyłam się w różnych częściach mieszkania więcej niż dwa, trzy a nawet cztery razy. (to odpowiedź na pytanie pod poprzednią notką ;)).

  • aneeeczkaaa

    aneeeczkaaa

    31 sierpnia 2011, 23:39

    znam ten ból i znam ten głód.... na szczęście przechodzi!:D a kobitki to twarde sztuki i byle smokom się nie dają!;)