Siedzę sobie w pracy i z braku laku rozważam problem, rzekłabym nawet mega problem...większego nie znajdziecie. Otóż zastanawiam się czy zrobić sobie dzień przerwy czy też nie. Przerwy w ćwiczeniach, dla ścisłości...prawda, że to problem wręcz egzystencjalny? ;P
Ostatnimi czasy, wróciło mi poczucie winy z powodu opuszczonego dnia ćwiczeń. Miałam tak w okresie trenowania w klubie..."Dzień bez treningu dniem straconym" - moje motto z tych zamierzchłych czasów.
A tak na dobrą sprawę, nawet jeśli nie poćwiczę to i tak dupę ruszę. Chociażby dlatego, że od jakiś czterech (a może i nawet pięciu) lat drogę do i z pracy pokonuję pieszo (czyli jakieś pół godziny w jedną stronę), a dzisiaj dodatkowo po robocie do (przyszłej) bratowej kurującej się w szpitalu maszeruję (godzina z hakiem)...ach, te dylematy. ;)