Jeśli marzysz o czymś, to sięgnij po to...zacznij działać, aby po pewnym czasie móc sobie powiedzieć: "zrobiłem wszystko co w mej mocy", a nie żałować, że zrezygnowałem(am) ze strachu, lęku i czegoś tam jeszcze.
Kiedy pierwszy raz napisałam do trenera z sekcji, to też miałam wątpliwości...bo przecież jestem za stara by zaczynać, a jednak on zgodził się...ba, stwierdził, że mam potencjał i tak zaczął się moja wspinaczka...z 17 kilogramów w rwaniu do 36 po niecałych 3 miesiącach. Podobny progres, a nawet większy (ponad 100 proc.) mam w zarzucie, podrzucie, siadzie tyłem i przodem. Można? Można...tylko trzeba zacząć i wykazać się ogromem determinacji.
Mimo, że sztanga spada, wali cię w plecy, albo w brodę i dzieje się tysiąc innych irytujących rzeczy...nie rezygnuj. Wstań, otrzep się i rób dalej swoje.
Bierz przykład z tych, którzy może i marne warunki mają (i rzeczywiście w szopach Janowicza trenują), ale nie poddają się i walczą o swoje:
W piątek 2 i pół godzinny trening w klubie, dzisiaj pilates 1,5 godzinny, a na jutro planuję bieg (chociaż pogoda jakoś specjalnie do tego nie zachęca, ale nieopatrznie zapisałam się na Bieg Koguta w czerwcu ;) - masz ci los ;) ).
sylwcia1704
3 maja 2014, 20:53;) popieram wpis w całości i powodzenia z pogodą ;) pozdrawiam,,,,