Weekend minął bardzo ciekawie. Kaloryczność - baaaardzo na plus :/ Ale nie potrafiłam się oprzeć bigosowi teściowej... Więc jakby tak średnio zliczyć, co zjadłam w te 2 dni, to było tak:
- 1kg bigosu :)
- 2 kawałki ciasta
- 1 lód
- 4 kromki pszennego pieczywa
- 2 papryki
- 1 pomidor
- 2 jajka
- 1 bułka razowa
- 1 jabłko
- 2 jajka na twardo
- 1 gołąbek
- 1 kawałek smażonej ryby
- 1 litr wina czerwonego :))))
- 300 ml wiśnióweczki :)))
- 1 kostka czekolady gorzkiej (uzupełnienie wypłukanego przez alkohol magnezu :P )
Tak więc uzbierało się tego trochę, choć jechałam do teściów z postanowieniem, że będę twarda i się na nic nie skuszę. Niestety... Jeżeli chodzi o ruch, to:
- 4 godziny gimnastykowania się przy budowie domu :P
- 45 km na rowerze
Tak czy inaczej waga się trochę podniosła, ale nie koryguję jej na wykresie, tylko poczekam, aż się znowu obniży... A obniży się na pewno!!! :)))
sylwia.sylwia1
18 maja 2009, 10:44Weekendy są trudne dla nas,szczególnie jeśli spędzamy je w większym gronie. Na szczęście szybko mijają i możemy wrócić do naszej ciężkiej pracy:)Patrząc na Twóje jedzonko to wcale nie jest tak źle,warzywka,owoce,chleb,czy jajka sa niezbędne, natomiast bigtosik zawsze można spalić na rowerku:0Pozdrawiam cieplutko:):):)
knoppers.lublin
17 maja 2009, 23:30ja byłam u mamy cały weekend.. lodówka pełna ciasta, serów, sałatek aż ślinotoku dostałam.. ale mam metodę!!! Biorę ze sobą moje jedzonko, przygotowane, w pojemniczkach, ustawiam w lodówce na osobnej półce i nie pozwalam im jeść jak jestem w domu hehehe... oni jedzą ukradkiem jak ja jestem na spacerku z małym albo w ogrodzie :) Na pewno ci się uda :)