Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dziewiąty dzień...


Miałam taki dzień, że ledwo zakręt łapałam... Rano wstałam wcześniej przed pracą, żeby pojeździć na rowerku. Liczyłam na jakieś 45km. A tu.... DESZCZ!!!! :( Więc zjadłam śniadanko (biały ser, papryka, 1 wafel ryżowy i resztka sałatki ze wczoraj) i przygotowałam rybkę na obiad - posmarowałam pędzlem blachę olejem, żeby było tłuszczu jak najmniej, przyprawiłam rybkę (duuużo czosnku) i upiekłam w folii. Po pracy skoczyłam na godzinkę aerobiku.... Ostatnio myślałam, że byłam bardzo spocona, ale jak dzisiaj pot zalewał mi oczy i kapał mi z nosa :P to zmieniłam zdanie. Dziś było o wiele gorzej... Ale za to chyba więcej spalonych kalorii :) Potem zjadłam szybciutko rybkę z 2 łyżkami suchego ryżu i znowu do pracy. Skończyłam o 19-tej i poszliśmy z mężem do rodziców, bo dostaliśmy zaproszenie na kolację. Skusiłam się na odrobinkę ryżu ze smażonym kurczakiem w warzywach.... No cóż... To co spaliłam na aerobiku uzupełniłam kolacją... Choć może nie...? :)