Zastanawiałam się ostatnio nad przyczynami mojego zastoju z
odchudzaniem. Od ponad tygodnia waga stoi w miejscu jak stała a ja nie
mam pojęcia co robię nie tak. Na razie wykombinowałam coś takiego: może jest tak jak sugeruje gejsha- z jakiegoś powodu zatrzymuje mi się woda ? Faktycznie, pijam mniej. A skoro tak, to możliwe, że mój organizm asekuracyjnie magazynuje płyny na zapas.
Druga ewentualność: w mojej diecie są jakieś przekłamania. To jednak zostało dziś zweryfikowane. Mam wreszcie w domu elektroniczną wagę kuchenną i WSZYSTKO, co dziś zjadłam, zostało pieczołowicie zmierzone, zważone i policzone co do jednej kalorii i grama. Wyszło mi coś ok 907 kalorii. Więc diety się nie czepiam, ani bilansu ogólnego, bo został również policzony na Vitaliuszu i jest oki.
Może więc sprawdzi się teoria z tymi płynami. Na wszelkim wypadek zaczęłam znowu pić więcej, gł. zielonej herbaty i zobaczę, co się będzie dalej działo.
Poza tym: nie jestem głodna. Dziwi mnie to niezmiernie, ale jest faktem. Natomiast faktem jest również, że jestem zmęczona i bez siły. Czuję się jakby coś wysysało ze mnie resztki energii.
Na dziś to tyle.
Padam totalnie.
Aaaa, zapomniałabym.
Postanowiłam złapać się jeszcze jednej deski ratunku.
Dietetycy radzą spożywać kolację BIAŁKOWĄ.
Bo do trawienia białek potrzeba więcej energii.
Druga rzecz: staram się nie jeść po 20.00
Mam nadzieję, że te zmiany pomogą, że coś wreszcie ruszy.
Kończę...
Wybaczcie chaotyczny wpis,
ale nie czuję się najlepiej.
Pozdrawiam wszystkich gorąco
i dziękuję za rady.
ESTHERE
Ps.
Przeczytałam już "Mroczną połowę " Kinga i właśnie kończę kolejną - " Martwa strefa".( ta jest ekstra i nie mogę się od niej odkleić ).A w kolejce jeszcze jedna książka Agatki Christie i "Lot nad kukułczym gniazdem".
Druga ewentualność: w mojej diecie są jakieś przekłamania. To jednak zostało dziś zweryfikowane. Mam wreszcie w domu elektroniczną wagę kuchenną i WSZYSTKO, co dziś zjadłam, zostało pieczołowicie zmierzone, zważone i policzone co do jednej kalorii i grama. Wyszło mi coś ok 907 kalorii. Więc diety się nie czepiam, ani bilansu ogólnego, bo został również policzony na Vitaliuszu i jest oki.
Może więc sprawdzi się teoria z tymi płynami. Na wszelkim wypadek zaczęłam znowu pić więcej, gł. zielonej herbaty i zobaczę, co się będzie dalej działo.
Poza tym: nie jestem głodna. Dziwi mnie to niezmiernie, ale jest faktem. Natomiast faktem jest również, że jestem zmęczona i bez siły. Czuję się jakby coś wysysało ze mnie resztki energii.
Na dziś to tyle.
Padam totalnie.
Aaaa, zapomniałabym.
Postanowiłam złapać się jeszcze jednej deski ratunku.
Dietetycy radzą spożywać kolację BIAŁKOWĄ.
Bo do trawienia białek potrzeba więcej energii.
Druga rzecz: staram się nie jeść po 20.00
Mam nadzieję, że te zmiany pomogą, że coś wreszcie ruszy.
Kończę...
Wybaczcie chaotyczny wpis,
ale nie czuję się najlepiej.
Pozdrawiam wszystkich gorąco
i dziękuję za rady.
ESTHERE
Ps.
Przeczytałam już "Mroczną połowę " Kinga i właśnie kończę kolejną - " Martwa strefa".( ta jest ekstra i nie mogę się od niej odkleić ).A w kolejce jeszcze jedna książka Agatki Christie i "Lot nad kukułczym gniazdem".
gejsha
16 sierpnia 2010, 13:21Zjadłam troszkę płatków fitness... Nie poszłam po pączka :D Dzięki :D
Levis1977
16 sierpnia 2010, 11:26bo powiedział, że straszne. Ja znów film widziałem, super. Może książkę też kiedyś przeczytam :-)
gejsha
15 sierpnia 2010, 18:13Super! Wiedziałam, że będzie dobrze :D
gejsha
15 sierpnia 2010, 11:43Ja niestety swojego czasu przeczytałam chyba wszystkie książki Christie ;( Moje ulubione są z Herkulesem Poirot :D Kolacja białkowa.... Muszę spróbować, to ma sens :) Pozdrawiam :)
gillian1966
15 sierpnia 2010, 11:03widzę, że nałóg pochłaniania przerzuciłaś na książki :-))) przyjemne i nie wchodzi w biodra!!! buziaki :-)