Wczoraj na wadze było 79,5 a dzisiaj znowu 80. To z racji wczorajszego wieczoru. Odprawialiśmy urodziny mojego męża i jadłam późno. Pilnowałam, żeby nie zjeść za dużo, ale chyba sama pora i dodatkowo jeszcze alkohol zrobiły swoje. Mam nadzieję, że jutro znowu zobaczę mniej.
Mój mężuś jeszcze śpi, a ja sobie buszuję po Vitalii. Bardzo mi zależy, żeby schudnąć. Nie chcę czuć się, tak jak się czuję. Ciągle marudzę bo coś mnie boli, ale jak ma nie boleć, kiedy mój kręgosłup i kolana dźwigają co najmniej 10 kg za dużo.
Świeci słońce, a to dodaje mi dużo energii. Oby tak dalej. Jak skończę wpis zrobię brzuszki, jeszcze nie wiem ile, ale nie chcę jutro mieć strasznych zakwasów. W dalszych planach jest odkurzenie orbitreka i spacer z moim mężulkiem, jak już wstanie.
Miłego i chudego dnia:)