Poniedziałkowe poranki zawsze witają mnie nieprowokowanym stanem depresyjnym. Pospałabym jeszcze, po indukowanym srodkami przeciwbólowymi snie, ciężko do siebie rano dojsć.
Wczoraj dokonałam próby rozbicia głową dębowej półki. Nie polecam nikomu. Półka się obraziła, a głowa chyba też. Boli.
Dzisiaj czeka mnie nowe wyzwanie. Jadę przekonać klienta, że mój produkt jest lepszy od obecnie przez niego używanego i warto za niego więcej zapłacić. Problem polega na tym, że producent zapytany: dlaczego lepszy?
Odpowiada: bo jest.
No więc spędziłam wczorajszy wieczór na czytaniu artykułów na temat stosowanego przez nich procesu, po trzydziestu paru stronach, wcale nie jestem mądrzejsza. Poznałam kilka nowych słów po angielsku i przeklęłam na kilka nowych możliwych sposobów.
Pocieszam się, że za kilka godzin będzie po wszystkim.
W chwilach zwątpienia przypominam sobie, że na przyszłe dwa miesiące mam zaplanowany wyjazd do Polski, cudowne wakacje z R i wyjazd do dawno nie widzianej cioci.
Jesli o te cudowne wakacje chodzi, to trzeba będzie wskoczyć w strój kąpielowy, a efektów mojego odchudzania dalej nie widać. Poza tym po dwóch tygodniach przeziębienia, braku ruchu i niejedzenia, wydaje mi się, że muszę zaczynać od nowa. Nie będzie jednak paniki i szukania srodków na skróty. Powoli będę robić swoje, ale skupię się na zabiegach pielęgnacyjnych, by poprawić choć troszkę wygląd mojej skóry. Mam 34 dni, cudów nie zdziałam, ale warto spróbować.
No nic, wracam do moich artykułów, może mnie jakos poranek natchnie.
onaczeka
4 lutego 2013, 09:06heh chyba nikt nie lubi poniedziałków;p