Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Ostatnia szansa


Właśnie pałaszuję śniadanko. Wiem, że późno, ale  nic nie poradzę, że taka praca...no i brak apetytu rano (tylko kawusia).

Dlaczego taki tytuł? Otóż, znów przybył mi kilogram. Aktualnie ważę równiutkie 81kg (to i tak niewiele biorąc pod uwagę ile ostatnio pochłonęłam). Naprawdę doceniam mój organizm, bo broni się przed tymi kilogramami niesamowicie, a ja mu to wszystko utrudniam. Przepraszam. Jestem słodyczożercą. Słodyczoholikiem. Uzależniona od słodkiego (przede wszystkim przed okresem). Nawet Wam nie powiem ile chałwy wtrynżoliłam przez ostatnie dwa dni, bo wstyd. W każdym razie, daję sobie ostatnią szansę na własną dietę i ćwiczenia. Ostatnią szansę, żeby o siebie zadbać. Moje ciało od razu czuje, że kilogramy poszły w górę... jest mi ciężko, łatwiej się męczę.... Robię ABS, ostatnio byłam na basenie, dziś idę na aerobik (nawet kupiłam sobie nowe adidasy celem zmotywowania swojego grubego dupska). Jeżeli tym razem mi się nie uda, idę do dietetyka. Nie wiem jeszcze ile taka zabawa kosztuje, podejrzewam, że parę stówek na pewno... Więc jeżeli tym razem się nie uda, to maszeruję wprost pod jego/jjej drzwi i skamlę o dietę. Wiem również, że nieodłącznie wiąże się to z różnego rodzaju badaniami, np. pobieraniem krwi, a ja tak masakrycznie boję się tego zabiegu... Zawsze gdy czeka mnie powyższe badanie, zmieniam kolory jak tęcza na Placu Zbawiciela, a pielęgniarki w panice otwierają okna i koczują z wodą. Bardzo chciałabym tego uniknąć, bo poza ociężałością czuję się dobrze, a zresztą w tamtym roku miałam wykonywane takie badania jako element pewnej krwawej przygody w pracy i  wszystko wyszło ok: anemii brak, glukoza w porządku... Generalnie wszystko w porządku. Ja po prostu gruba jestem. I każdy lekarz zaleca chudnięcie. Nie ważę 200kg, to fakt, ale mój stan i tak nie jest zbyt zdrowy dla mojego kręgosłupa. Choć muszę nadmienić, że i tak jestem na minusie, gdyż początkowo ważyłam 90 kg. Potem zrzuciłam do 73 kg, no a teraz ważę magiczne 81 kg. Boże, ile kilogramów zaprzepaściłam... Aż chce się baranka o ścianę zrobić... Tyle diet i ćwiczeń i to wszystko zaprzepaszczone na rzecz słodyczy. Koniec. 

Zjadłam kiwi i musli na mleku, wypiłam kawę.. Idę odkurzać Orbiego, bo mi biedak szarym czasem zaszedł... Kochany mój, Mamusia wraca...

PS. Życzę Wam wszystkim z całego serca, żebyście nie popełniły takiego błędu jak ja. Żebyście nie wracały do starych nawyków żywieniowych. Bo, jak to napisała jedna z tutejszych dziewczyn, zwyczajnie nie warto. Później już tylko baranek o ścianę i płacz.

Miłego dnia:)

  • Bas20

    Bas20

    16 listopada 2015, 21:36

    Ja 10 lat odchudzałam się na własną rękę i schudnąć nie mogłam. Po wizycie u dietetyka w ciągu pół roku schudłam 15 kg ( z 76 do 61). Było to trzy lata temu i od tego czasu trzymam wagę (pomijając ciążę w której przytyłam 10 kg ale bez problemu wróciłam do 61). Teraz jestem w drugiej już ciąży i liczę, że będzie podobnie. Dlatego polecam dietetyka jak najbardziej, tylko trzeba trafić na takiego który skomponuje dietę wg twoich upodobań a nie wszystkim daje te same karteczki. Ja jestem pyrożercą i ziemniaczki miałam 3-4 razy w tygodniu a jednak schudłam. Powodzenia, będę śledzić twoje zmagania :)

    • Fedora1

      Fedora1

      17 listopada 2015, 20:10

      Witam. Skoro Ty jestes pyrozerca i mialas ziemniaki kilka razy w tygodniu, to jesli ja jestem slodyczozerca, to... Puente prosze dopisac sobie samej:). W kazdym razie, daje sobie ostatnia szanse. Potem dietetyk :).

    • Bas20

      Bas20

      18 listopada 2015, 11:21

      Ale ja też jestem słodyczożercą :) Powiem szczerze że przez pierwsze 2 miesiące daiety nie miałam w ustach żadnego słodcza. Ale poźniej już podjadałam, mimo to chudłam dalej.

  • saga86

    saga86

    16 listopada 2015, 15:14

    Mam taki sam wzrost jak Ty, ale ważyłam dużo więcej i teraz z moimi 84kg mam wrażenie, że jestem "normalna", ale nie jestem :( i też jestem słodyczożercą :( ale nie poddaję się i Ty też się nie poddawaj :)

  • Maratha

    Maratha

    16 listopada 2015, 14:31

    Mnie dietetyk w Gdansku kosztowal 50zl za tydzien diety + 100zl pierwsza wizyta z diagnoza, mierzeniem wazeniem etc. Nie wiem czy dodatkowo bral jeszcze za wizyty, bo bylam tylko na pierwszej, juz wtedy mieszkalam w UK i mailowo mi diete wysylal a ja mu wysylalam sprawozdanie z postepow. Latwiej by bylo jakbym miala z nim staly kontakt...

  • skejciara160

    skejciara160

    16 listopada 2015, 11:54

    Powodzenia