Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
małe sukcesy i małe kryzysy


Wczoraj naprawdę dużo chodziłam, sam marsz  1 godzinę 20 min, ponad 12 000 kroków wyszło, 

a także jeździłam na rowerku 30 min, oczywiście, w tempie niegodnym wskazania, ale zależy mi aktualnie na tym, bym wchodziła na rowerek i jeździła codziennie, miałam jeden dzień przerwy - bo rano okazało się, że trzeba lecieć i załatwiać itd. ale generalnie się trzymam poza tym wyjątkiem. To cieszy, nawet jeśli efektu nie widać, to łatwiej mi to idzie i wydaje się, że lepiej mi w biodrach i kolanach. 

dziś tez ponad godzinę i 20 min, już teraz ponad 11.000 kroków rano, bo uznałam, że będę zadowolona - część spaceru w luksusie, część - rozmowy telefoniczne, ale to też dobrze, że i jedno i drugie - rozmowy były poważne, w sensie słuchania i wspierania, a normalnie bym siedziała gadając. 

tak sobie myślę, jeśli będę tak dalej, mam szansę utrzymać codzienne spacery, to byłoby super pod wględem nie tylko wagi

ale... okazało się, że jestem nieprzygotowana, w sensie butów, więc zmieniam, wyrzucam, biorę kolejne  - będzie porządek z butami. 

waga stoi tzn. lekko się buja jak wyżej, w sumie nikt poza mną i Wami oczywiście nie wie, nie widzi, ale ja się milej czuję, choć bez złudzeń - po prostu jestem za gruba, co w ubraniach widać, i nie jest wygodnie, ale ten ciut lepiej jest lepiej

:)